- Dla premiera istotne jest teraz wystąpienie, w którym zaprezentuje tzw. drugie exposé. Tusk wielokrotnie pokazywał umiejętność powrotu na scenę. Drugie exposé powinno być odbiciem, które zmieni niedobry, pasywny obraz rządu - mówi gość RMF FM. Konrad Piasecki: To polityczna śmierć Obamy? Aleksander Smolar: - Nie, nie. Pogłoski o jego śmierci są mocno przesadzone... - No właśnie. Natomiast wyniki wyborów są dziś bardziej niepewne niż wczoraj. Wydawało się w ostatnim czasie, że Obama ma zwycięstwo w kieszeni. Dziś daleko nie jest to prawdą. Czyli bardziej Romney uciekł katu spod topora, niż Obama poniósł śmierć? - Mit Obamy został silnie zachwiany. On, jako złotousty, wspaniały mówca, człowiek o błyskotliwej inteligencji, nagle okazało się, że w zderzeniu z Romneyem, który był słaby, w ostatnim czasie zwłaszcza, nagle okazał się być znacznie słabszym kandydatem. To znaczy, to jest tak przytłaczające zwycięstwo Romneya, 3:1 niemal, że to może być trudne do odrobienia. Ale uważa pan, że to odmieni losy kampanii czy tylko nieco wyrówna w niej szanse? - To odmienić losów kampanii całkowicie nie może. Pamiętajmy, że są jeszcze inne debaty, zarówno kandydatów prezydenckich, jak i dwóch kandydatów na wiceprezydenta. One mogą mieć wpływ, chociaż za zwyczaj pierwsza debata jest najważniejsze, bo ona odciska silny ślad na percepcji wyborców, ale to może jeszcze ulec zmianie. Ale my, dziennikarze i politolodzy, możemy zacierać ręce, bo wyrówna to nieco szanse i ta kampania stanie się ciekawsza. - To jest fantastyczne, bo to czyni wiadomość bardziej intrygującą, ciekawszą, ale politycznie to jest wybór, który jest niesłychanie ważny dla Ameryki, i w tym sensie dla świata. To nie są tacy sami kandydaci. Oni reprezentują różne siły społeczne i różne koncepcje programowe. A z perspektywy polskiej kibicować Romneyowi, który - mam wrażenie - zdecydowanie bardziej i cieplej wyraża się na temat Polski? - No tak, ale on dlatego się wyrażał, że miał poczucie, że tutaj może zarobić parę punktów. Mnie się wydaje, że nie ma istotnej różnicy. Amerykańskie interesy przemieszczają się z Europy ku Azji. Ameryka słabnie, więc w ogóle będzie mniej aktywna w polityce zagranicznej, a sądzę, że Polska nie ma interesów wyraźnie związanych z jednym bądź drugim kandydatem. Mizerny i cichy rząd, a naprzeciw potężniejąca i głośna opozycja. Pan też tak widzi sytuację w Polsce? - Nie. Nie jest tak źle z rządem czy nie jest tak dobrze z opozycją? - Ja bym powiedział, że jedno i drugie. Manifestacja w sobotę niewątpliwie była wydarzeniem ważnym, nawet jeżeli znacznie mniej było uczestników, niż zapowiadali organizatorzy, to jednak to było bardzo istotne zgromadzenie. Poza tym widzieliśmy, że zbiegły się trzy nurty protestu - Radio Maryja pod hasłami wolności słowa, co jest lekką przesadą. PiS - ogólna kontestacja rządu i "Solidarność" - hasła społeczne. To jest typ syntezy, który może być niebezpieczny dla rządu, ale nie w tym sensie, żeby obalić rząd, bo nie ma żadnej alternatywy dzisiaj dla tego rządu, ale może osłabić go. W tym sensie zmniejszyć możliwości, pole manewru i zwiększyć możliwości ofensywnej polityki tego rządu. No i w ramach ofensywy mamy operację "Premier Gliński", która wydaje się panu operacją-aberracją? - Nie. Ona mi się nie wydaje aberracją - tzn. znaczenie tego jest ograniczone i pan Gliński nie zostanie premierem. Prawdziwym kandydatem, jeżeli taka okazja będzie, jest oczywiście Jarosław Kaczyński. Tym niemniej jest to doświadczenie, które jest interesujące. Moim zdaniem lektura tego, co mówi pan Gliński, powinna być ważna. Natomiast dziennikarze głównie koncentrują się na tej anegdotycznej stronie. Otóż, to, co mówi profesor Gliński, jest kontestacją - co jest rzeczą zrozumiałą - rządu Platformy, ale jest kontestacją również programu PiS-u. Na przykład on kładzie głównie nacisk - co jest związane też z jego zawodem - na problemy aktywności uczestnictwa społeczeństwa obywatelskiego. Otóż, jeżeli by dziennikarze spojrzeli, to Jarosław Kaczyński udzielił kiedyś wywiadu bodaj Cezaremu Michalskiemu, który był jedną wielką demaskacją pojęcia społeczeństwa obywatelskiego. On jest etatystą. Dla niego państwo jest tylko istotne. Sugeruje pan, że prezes Jarosław Kaczyński nie poznał poglądów pana profesora Glińskiego zanim go nominował na premiera in spe? - Nie. Myślę, że miał jakiś skrót poglądów i widział, że profesor Gliński jest poglądów - nazwijmy to - dość antyplatformerskich. Nie. Ja myślę, że nie. Ja myślę, że to była trzeciorzędna sprawa. Żal panu profesora Glińskiego, który - wydaje się - z pełną powagą podchodzi do tej misji, chociaż ona jest skazana na niepowodzenie? - Nie, nie jest mi żal. On jest dorosłym człowiekiem, podejmuje ryzyko, które może mu się opłacić, bądź się nie opłacić. On może pewne swoje idee uczynić bardziej popularnymi i swoją osobę w jakimś sensie wywyższyć. A jest w stanie wykreować się na kandydata na prezydenta PiS-u w 2015 roku? - Mnie się wydaje, że nie. Na następcę Jarosława Kaczyńskiego też raczej nie? - Mnie się wydaje, że nie. Na pewno nie. On nie ma profilu politycznego. On nie jest politykiem - zresztą słusznie został przedstawiony jako kandydat niepolityczny. A jak pan słyszy głosy, że Tusk się wypłukał, wypalił, zmęczył? - Wydaje mi się, że nie powinno się ogłaszać przedwczesnej śmierci. Donald Tusk wielokrotnie pokazał zdolność powrotu na scenę. Z tego punktu widzenia ważne będzie jego wystąpienie w Sejmie, które zostało przez dziennikarzy nazwane - moim zdaniem zupełnie bezpodstawnie - jako drugie exposé . To nie jest exposé. Dziennikarze tak nazwali, ale w zasadzie rząd to podchwycił i teraz wszyscy, łącznie z politykami, mówią o drugim w exposé. - Moim zdaniem to jest błąd. Exposé się prezentuje wtedy, kiedy się tworzy rząd. Ale to exposé może być takim odbiciem się rządu? - Moim zdaniem to powinno być nawet odbicie. W tym sensie, że powinno być to ofensywne przemówienie, które zmieni obraz. Ten obraz, który jest w tej chwili obrazem niedobrym takiej pewnej pasywności i milczenia. Jedynymi ustami Platformy to są usta Donalda Tuska, nie ma tam właściwie nikogo, kto by mógł mówić. A to exposé dla odbicia powinno być połączone z rekonstrukcją rządu? - Mnie się wydaje, że to byłby istotny aspekt. Zwłaszcza, że premier dotychczas unikał posługiwania się tym środkiem. Nawet, jeżeli był moment, w którym on zwolnił paru ważnych swoich współpracowników, to było to związane z aferą. Natomiast tutaj jest na pewno efekt zmęczenia i nadanie dynamiki zarówno poprzez konkretne propozycje merytoryczne, jaki i propozycje personalne, byłoby kompleksowym podejściem do momentu spadku dynamizmu. A dla pana, kto jest numerem jeden do zwolnienia z rządu? - Jest na pewno paru kandydatów, ale nie chcę wchodzić w personalia. Co politolog sądzi o wchodzeniu politologów do polityki? - Politolodzy wchodzący do polityki nie mają przewagi nad innymi. Podobnie, jak ekonomiści wchodzący na stanowisko ministrów finansów. Tylko dwóch ekonomistów zrobiło karierę finansową z wielkich - Ricardo i Keynes. Politolodzy nie mają przewagi wchodząc do polityki, bo tu trzeba mieć inne kwalifikacje.