29-letni Łukasz Ł. zmarł 2 sierpnia w szpitalu, kilka godzin po interwencji policji w jego mieszkaniu na Psim Polu. Jako pierwsza o zdarzeniu poinformowała "Gazeta Wrocławska". Co z kamerami policjantów? Powołując się na artykuł gazety, Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich wskazuje, że wobec 29-latka użyto środków przymusu bezpośredniego. "Mógł on być pod wpływem środków odurzających - dlatego być może nie rozpoznawał członków rodziny, którzy chcieli się dostać do jego mieszkania. Potem miał wymachiwać nożem przed policjantami i nie stosował się do ich poleceń. Po ich interwencji z licznymi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie tego samego dnia zmarł" - czytamy w komunikacie. Pełnomocnik terenowy RPO we Wrocławiu zwrócił się z prośbą do nadinsp. Dariusza Wesołowskiego, komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu o informacje o czynnościach wyjaśniających. "Chodzi zwłaszcza o to, czy funkcjonariusze działali zgodnie z zasadami stosowania środków przymusu bezpośredniego" - dodaje biuro rzecznika. RPO chce także wiedzieć, czy w trakcie interwencji działały kamery nasobne funkcjonariuszy - a jeśli nie, to czy kwestia ta również jest przedmiotem postępowania wyjaśniającego. Śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny prowadzi Prokuratura Rejonowa Wrocław Psie Pole, do której również pełnomocnik terenowy RPO zwrócił się z pytaniami m.in. o aktualny stan postępowania prowadzonego w tej sprawie i jego wstępne ustalenia. Pyta także o to, czy do prokuratury wpłynęły wnioski pełnomocników pokrzywdzonych o udostępnienie materiałów zgromadzonych w toku postępowania oraz w jaki sposób wnioski te zostały zrealizowane. Policję wezwała rodzina 2 sierpnia do 29-latka służby wezwała jego rodzina, po tym, gdy mężczyzna zamknął się w mieszkaniu. Łukasz Ł. cierpiał na depresję, a w ostatnim czasie jego stan się pogorszył. Rodzina obawiała się więc, że może popełnić samobójstwo. Jak wynika z wydanego 28 sierpnia policyjnego komunikatu, "bezpieczeństwo mężczyzny było zagrożone, był on mocno pobudzony, dlatego podjęto decyzję o wejściu siłowym". "Po otworzeniu drzwi, wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy i groził jego użyciem, w związku z czym został obezwładniony" - podała policja. Zdaniem siostry 29-latka obecnej na miejscu interwencji, działania policjantów "nie wyglądały jak pomoc, ale jak napaść". Jak mówiła, na miejscu nie było negocjatora, a funkcjonariusze, którzy wchodzili pierwsi do mieszkania jej brata nie byli umundurowani. - Wyważyli drzwi, Łukasz się tylko bronił. Oni wtargnęli mu do mieszkania. (...) Uderzali pałkami na oślep, to była szarpanina, oni się w kilku rzucili na jednego mojego brata. Użyli też ogromnej ilości gazu - mówiła kobieta. Według niej, mężczyzna nie miał też w ręce noża. Śledztwo w tej sprawie toczy się z paragrafu 155 Kodeksu karnego, czyli o nieumyślne spowodowanie śmierci. - Jak na razie toczy się w sprawie, a nie przeciwko komuś. Nikomu nie postawiono w tym postępowaniu zarzutów - przekazał wcześniej rzecznik prokuratury Okręgowej prok. Radosław Żarkowski. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich w czwartkowym komunikacie podkreśliło, że sprawa Łukasza Ł. to kolejna śmierć we Wrocławiu po interwencji policji. 30 lipca po przewiezieniu do wrocławskiej izby wytrzeźwień zmarł 25-letni obywatel Ukrainy, natomiast 6 sierpnia po interwencji policjantów na ulicy w Lubinie zmarł 34-letni mieszkaniec tego miasta.