Prezentując przed komisją swą analizę dr Michał Gramatyka powiedział, że po śladach na szlafroku Blidy można stwierdzić, że strzał padł z przyłożenia. - To do minimum ogranicza hipotezę stawianą przez niektóre media, że na miejscu doszło do szamotaniny - powiedział. Gramatyka przyznał, że takie zdarzenia, do jakiego doszło m.in. w domu Blidów, są znane kryminalistyce. Ekspert przywołał przykład z 1961 r., gdy socjolog Henryk Holland wyskoczył z okna swego warszawskiego mieszkania podczas rewizji prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa. - Holland popełnił samobójstwo, był osobą wobec której zaciskał się pierścień czynności operacyjnych, osobą, która emocjonalnie stała na skraju wytrzymałości - mówił ekspert. Obecnie, po zakończeniu prezentacji trwa przerwa w posiedzeniu komisji. O godz. 13 rozpocznie się dyskusja posłów nad przedstawioną analizą. Funkcjonariusze powinni mieć świadomość, że... Osoba, u której dokonywane jest przeszukanie, może zachowywać się w sposób zupełnie nieprzewidywalny - ocenił ekspert komisji dr Michał Gramatyka, zapytany przez członków komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Blidy. Funkcjonariusze wykonujący czynności u takiej osoby powinny mieć tego świadomość - dodał. Posłowie dyskutują we wtorek z ekspertem nt. przedstawionej wcześniej przez niego analizy kryminalistycznej dotyczącej przebiegu wydarzeń w dniu samobójczej śmierci b. posłanki - 25 kwietnia 2007 r. Pytany o to, jak broń znalazła się w łazience, ekspert odpowiedział, że w postępowaniu przyjęto jedynie prawdopodobną hipotezę. "Przyjęto, że Blida po odebraniu domofonu, przez który dzwonili agenci ABW, udała się na górę, wyjęła rewolwer z sejfu i umieściła go w kosmetyczce w łazience, ustalono, że było wystarczająco dużo czasu" - powiedział ekspert. Dopiero po przeniesieniu broni funkcjonariusze mieli być wpuszczeni do domu. Gramatyka zaznaczył jednak, że nie są to informacje pewne, tylko "prawdopodobne okoliczności". Według ustaleń wiadomo, że agentka ABW dokonała przed tragedią ogólnych oględzin łazienki, ale - jak zaznaczył ekspert - "nie były one jednak na tyle szczegółowe, żeby zapobiec tragedii".