W sobotę stołeczna policja poinformowała, że na trasie A2 między Warszawą a Grodziskiem Mazowieckim, w okolicach węzła Pruszków, znaleziono ciało dziecka. W poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Łukasz Łapczyński potwierdził, że są to zwłoki 5-letniego Dawida, poszukiwanego od nocy z 10 na 11 lipca. Komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk przyznał we wtorek w TVN24, że miejsce, w którym zostało ukryte ciało dziecka, było wcześniej sprawdzane przez "jedną ze służb". "To nie była policja" - dodał. Równocześnie zaznaczył, że miejsce ukrycia ciała było bardzo dobrze zamaskowane i "trzeba było tak naprawdę wejść na to miejsce, żeby je odkryć". Szef KGP podkreślił, że miejsce to przeszukane było przez inne służby, w pierwszej fazie poszukiwań, kiedy szukano żywego Dawida. "Później, z uwagi na upływający czas, musieliśmy zakładać coraz bardziej to, że być może Dawid nie żyje. Wtedy taktyka przeszukiwania terenu jest zupełnie inna" - tłumaczył. "Trudno zarzucić złą wolę" "Faktycznie, podjęliśmy w pewnym momencie decyzję, że te miejsca, które nie były przeszukiwane przez policjantów, muszą być sprawdzone jeszcze raz, właśnie przez funkcjonariuszy policji" - dodał gen. Szymczyk. Zaznaczył przy tym, że "trudno zarzucić komukolwiek z osób biorących udział w tych poszukiwaniach złą wolę". Poszukiwania chłopca rozpoczęły się o północy 10 lipca. Dawid został zabrany przez ojca z Grodziska Mazowieckiego tego dnia około godz. 17. Przed godz. 21 ojciec chłopca odebrał sobie życie, rzucając się pod pociąg.