Takie materiały znajdują się bowiem w tajnym zbiorze w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej - potocznie zwanym zastrzeżonym czy wyodrębnionym - i podlegają szczególnej ochronie ze względu na bezpieczeństwo państwa. Zbiór zastrzeżony stanowi, co prawda zaledwie około 1 proc. ponad 80-kilometrowego zasobu archiwalnego IPN, ale ów jeden procent to około 800-850 metrów bieżących, czyli co najmniej 7 milionów stron! Teoretycznie powinny znajdować się w nim np. materiały dotyczące osób nadal czynnych w tajnych służbach, pracujących na ich rzecz lub współpracujących z nimi, m.in. ludzi, którzy zostali przejęci do sieci agenturalnej służb specjalnych niepodległej Polski. W zbiorze zastrzeżonym spoczywać powinny również informacje dotyczące osób, które dzisiaj sprawują ważne stanowiska publiczne. Ale jeśli prawdą jest, że znajdowały się w nim również materiały na temat prof. Jana Miodka, a świetny językoznawca mówi prawdę o kontaktach z SB i zaprzecza, by miał jakiekolwiek związki z tajnymi służbami po 1990 r., to narzuca się pytanie: - Co tak naprawdę znajduje się w zbiorze zastrzeżonym i jaką logiką kierują się szefowie służb specjalnych i IPN kwalifikując do niego część "teczek", bowiem z mocy ustawy powinny się w nim znajdować tylko takie dokumenty, których ujawnienie mogłoby zagrozić dobru najwyższemu, czyli bezpieczeństwu państwa polskiego? Istnienie zbioru zastrzeżonego sprawia, że niemal na pewno nie dowiemy się szybko o wielu interesujących sprawach, które działy się w latach 1944-1990 - podkreśla "DP". - Ujawnienie archiwaliów ze zbioru zastrzeżonego mogłoby diametralnie zmienić obraz najnowszych dziejów Polski - zgodnie twierdzą najpoważniejsi historycy.