M. ma też zapłacić rodzinie ofiary łącznie 200 tys. zł zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę. Do zabójstwa 65-letniego taksówkarza Stanisława G. doszło w nocy z 21 na 22 listopada 2016 r. 25-letni wówczas sprawca był pod wpływem alkoholu. Dusił taksówkarza paskiem od spodni i rękami. Samochód z ciałem taksówkarza porzucił w lesie niedaleko obwodnicy miasta, a zabrane zabitemu telefony komórkowe wyrzucił kilkaset metrów od miejsca porzucenia auta. Wyrok 25 lat pozbawienia wolności to kara łączna za zabójstwo, przywłaszczenie dwóch telefonów komórkowych i krótkotrwale samochodu. "Istota, nad jaką skupił się sąd orzekający, dotyczyła samego zdarzenia, które odbywało się wewnątrz samochodu. Niestety, Stanisław G. takiej relacji nie może nam zdać. Jedyne dowody to wyjaśniania oskarżonego" - mówił sędzia Jarosław Turczyn, uzasadniając orzeczenie. Powołana więc została biegła, która zweryfikowała relację oskarżonego, porównując ten opis zdarzenia z obrażeniami, jakich doznała ofiara. Dzięki tej opinii, jak poinformował sędzia Turczyn, "sąd mógł już zweryfikować w aspekcie dowodowym, czy te wyjaśnienia oskarżonego są prawdziwe czy też nie". Turczyn podkreślił, że biegła nie wykluczyła mechanizmu duszenia, jaki wskazał oskarżony (dociskanie paskiem do fotela), ale przekonała sąd, że nie był to moment, który doprowadził do śmierci pokrzywdzonego. Zadzierzgnięcie nie było przyczyną śmierci. Był nią ucisk ręką na szyi, co doprowadziło do zadławienia i śmierci Stanisława G. Sąd uznał, że oskarżony umniejszał drastyczność wydarzenia, którego się dopuścił. Uznał też jednak, że nie ma dowodów, które świadczyłyby o tym, by oskarżony planował zabójstwo. "Należy przyjąć, że Łukasz M. działał z zamiarem bezpośrednim, przy czym był to zamiar o charakterze nagłym" - mówił Turczyn, uzasadniając zastosowany wymiar kary. Prokuratura chciała dla Łukasza M. kary dożywotniego pozbawienia wolności, uznając że działał z premedytacją. Na to nie godził się obrońca oskarżonego. Sam Łukasz M. także podczas poniedziałkowej rozprawy przepraszał za to, co zrobił i przekonywał, że tego nie planował. Według ustaleń prokuratury, do zabójstwa doszło 22 listopada 2016 roku. Łukasz M. spędzał czas z kolegami w lokalach w centrum Słupska. Po wypiciu kilku piw wezwał taksówkę i Stanisławowi G. kazał się zawieźć do Głobina. W trakcie kursu kazał kilkakrotnie wracać do miasta po rzekomo zostawiony w barze portfel, potem po papierosy i jeszcze do bankomatu. W taksówce miało dojść do kłótni. Łukasz M., który siedział na tylnym siedzeniu za kierowcą, zdjął pasek ze spodni i zacisnął go taksówkarzowi na szyi, wcześniej bijąc go jeszcze pięściami po twarzy. Ofiarę przepchnął na siedzenie pasażera i sam przesiadł się na miejsce kierowcy. Uruchomił auto, ruszył w kierunku Dębnicy Kaszubskiej. Przed obwodnicą zjechał w las i kilkaset metrów od drogi zostawił samochód. Ukradł dwa telefony komórkowe, które kilkaset metrów dalej wyrzucił.