Jak poinformowała rzeczniczka Urzędu Miasta w Słubicach Irmina Balcerek-Malina, na zajmującym powierzchnię ok. 16 tys. metrów kw. bazarze było ponad 1,2 tys. stoisk. Pracę i majątek straciło około sześciu tys. osób. - Średnia wartość towaru, która znajdowała się na jednym stoisku to od 30 tys. zł do 120 tys. zł. To wszystko poszło z dymem. Samo odbudowanie zniszczonej konstrukcji bazaru to koszt rzędu 10-15 mln zł. Dokładny wymiar strat oszacuje specjalna komisja - powiedziała rzeczniczka. Targowisko było największym miejscem pracy w ok. 18 tysięcznych Słubicach i - jak twierdzi Balcerek-Malina - w całym regionie; działalność prowadziło tam 650 podmiotów gospodarczych. Z nieoficjalnych informacji wynika, że większość stoisk nie była ubezpieczona. Na szczęście, mimo ogromnej skali pożaru, nikt nie odniósł w nim obrażeń. Rzeczniczka dodała, że władze miasta zastanawiają się jak pomóc poszkodowanym, którzy stracili źródło utrzymania. W tej sprawie zebrał się w czwartek rano sztab kryzysowy pod przewodnictwem burmistrza Słubic. - Apelujemy do wszystkich możliwych instytucji o udzielenie pomocy poszkodowanym w pożarze - powiedziała rzeczniczka. Pożar wybuchł w środę około godziny 21.00. Ogień zauważyli pracownicy ochrony. O tej porze na bazarze nie było już ludzi. Kiedy na miejsce dotarły pierwsze zastępy strażaków paliło się kilka stoisk, a silny wiatr podsycał płomienie obejmujące kolejne stragany. Po niespełna godzinie palił się już prawie cały bazar. Jak powiedział rzecznik lubuskiej straży pożarnej Dariusz Żołądziejewski, akcja gaśnicza była bardzo trudna; wybuchały butle z gazem, którymi dogrzewają się sprzedawcy. Na niektórych stoiskach strzelały w niebo fajerwerki. Na bazarze było wiele łatwopalnych materiałów - odzież, artykuły przemysłowe, papierosy itp. Strażacy musieli też bronić przed ogniem znajdującej się przy bazarze stacji paliw. Akcję utrudniał brak wody w hydrantach bezpośrednio przy targowisku. Trzeba było ją dowozić z pobliskiego kanału oraz z Odry i hydrantów w mieście. Łącznie w trwającej kilka godzin akcji gaśniczej uczestniczyło 31. zastępów straży pożarnej, w tym 11. niemieckich, z pobliskiego Frankfurtu nad Odrą. Z ogniem walczyło prawie 200 polskich i niemieckich strażaków. W czwartek od rana trwało dogaszanie pogorzeliska. Na miejscu pracowało kilka zastępów strażackich oraz policjanci, zabezpieczający teren. Na razie nie jest znana przyczyna pożaru. Jej ustaleniem zajmie się biegły powołany przez policję. - Pod uwagę branych jest kilka wersji m.in. podpalenie, zwarcie instalacji elektrycznej lub też pozostawienie jakiegoś urządzenia grzewczego - powiedział Żołądziejewski. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP, ze źródeł zbliżonych do policji, nie jest wykluczone, że do zaprószenia ognia mogło dojść podczas prac konserwatorskich na jednym ze stoisk.