"Polska postawiła na granicach zieloną kurtynę" - powtarzała w środę co godzinę słowacka telewizja TA3 w swoich serwisach informacyjnych. Na ośmiu przejściach drogowych i trzech kolejowych został wprawdzie utrzymany ruch dla wszystkich, ale kolejnych jedenaście dostępnych jest jedynie dla obywateli Unii Europejskiej i pozostałych państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego poruszających się pieszo, ewentualnie na rowerach. Natomiast piesze przejścia turystyczne, na przykład w Tatrach, zostały zamknięte. Przekroczenie granicy poza wyznaczonymi przejściami ma być traktowane jako nielegalne - informuje słowacka agencja prasowa TASR, powołując się na oświadczenie Straży Granicznej opublikowane przez Polską Agencję Prasową. Barykady na przejściach - Rano dowiedziałem się, że mamy barykadę na przejściu. Byłem tam, by osobiście popatrzeć i mogę to potwierdzić - powiedział TASR Duszan Jendraszik, wójt gminy Nowoć na Orawie. Przez wieś prowadzi droga do Ujsoł i Milówki po polskiej stronie. Polscy żołnierze i policjanci potwierdzili mu, że przejście zostało zamknięte dla wszelkich transportów na co najmniej dziesięć dni. Można jedynie przejść lub przejechać na rowerze. Jendraszik nie kryje, że to go zaskoczyło. - Wiedzieliśmy, że będą jakieś wyrywkowe kontrole pojazdów, ale nie, że tu idą, by nam wszystko pozamykać - skarżył się. Skazani na długie objazdy Tatry trzeba teraz omijać większym łukiem niż dotychczas, od Jurgowa po Chyżne. Nie da się bowiem przejechać ani przez przejście Łysa Polana-Jaworzyna Tatrzańska na ich wschodniej stronie, ani przez przejście Chochołów-Sucha Góra na stronie zachodniej. Na tym ostatnim jednemu z kierowców udało się już nawet wpaść na ustawioną w poprzek drogi barierę - informowała TA3. Czytaj też: Akcja na granicy ze Słowacją. Szwedzki bus i setka migrantów Na Orawie oprócz już wymienionych nieczynne jest też przejście Winiarczykówka-Bobrów, łączące północną część słowackiego kawałka Orawy z Polską. Jadąc stamtąd na przykład do Jabłonki, trzeba teraz pokonać długi objazd wokół Jeziora Orawskiego do przejścia Chyżne-Trzciana. Element polskiej kampanii wyborczej Pierwszą reakcją Słowaków na działania Polski, Czech i Austrii stała się decyzja rządu o wprowadzeniu od czwartku kontroli wzdłuż całej granicy węgierskiej, gdzie znajduje się 35 przejść granicznych. Dojdzie do tego prawdopodobnie o godzinie siódmej rano. Sam premier Liudovit Ódor nie bardzo wierzy jednak w sens takich rozwiązań. Już we wtorek oświadczył, że potrzebne jest europejskie rozwiązanie problemu. W środę dodał, że strefę Schengen trzeba chronić na jej zewnętrznych granicach. Wprowadzanie kontroli na granicach wewnętrznych oznacza zaś nowe koszty, "a migranci z obszaru Unii Europejskiej i tak nie znikną". W sprawie kontroli wprowadzonych przez Polskę ani premier, ani media, ani wójtowie nadgranicznych gmin nie mają najmniejszych wątpliwości, że są one związane z kampanią wyborczą. Nikt nie jest w stanie zamknąć zielonej granicy Zdaniem sekretarza stanu w resorcie spraw wewnętrznych Słowacji Martina Kralovicza, nie będzie większych problemów z ochroną słowacko-węgierskiej granicy tam, gdzie biegnie ona środkiem Dunaju. Tam trzeba bowiem przypilnować jedynie mosty kolejowe i drogowe. Ale to jest zaledwie sto kilkadziesiąt z ponad sześciuset kilometrów tej granicy. Problem zaś zaczyna się już w miejscu, gdzie do Dunaju uchodzi rzeka Ipola, którą przybywający pokonują brodząc co najwyżej po kolana w wodzie. - Nie tylko Słowacja, ale żaden kraj, ani Polska, ani Austria, ani Republika Czeska, nie dysponuje siłami, które by mu pozwoliły całkowicie zamknąć zieloną granicę - odpowiedział Kralovicz na pytanie dziennikarzs TA3, czy istnieje taka możliwość. Wiceszef słowackiego MSW podkreślił w tym kontekście, że zgodnie z prawem, a także kodeksem schengeńskim, po odnowieniu kontroli granicznych można odmówić wpuszczenia ludzi do kraju jedynie na przejściach granicznych. - Ale nie na zielonej granicy. Tego nie mogą też robić ani czescy sąsiedzi, ani polscy, ani austriaccy - dodał. Tym ludziom trzeba pobrać odciski palców, sfotografować ich, sprawdzić w bazach Europolu i Interpolu, a w końcu wystawić potwierdzenie o pobycie na terytorium kraju. - A oni w ciągu kilku godzin opuszczają Republikę Słowacji i kontynuują podróż - zakończył swoją odpowiedź Kralovicz. Postawieni przed faktem dokonanym Martin Kralovicz powiedział też w TA3, że Słowacja została postawiona przez sąsiadów przed faktem dokonanym. - Gdy w poniedziałek zadzwonił do mnie sekretarz stanu z polskiego MSWiA, była to de facto uzgodniona, gotowa sprawa, ewidentnie przygotowana i z Austrią, i z Republiką Czeską. A my byliśmy już tylko jak gdyby świadkami tego, co się dzieje, i byliśmy zmuszeni reagować. Nie było tak, żebyśmy wspólnie przez kilka dni rozmawiali, jakie będzie dalsze postępowanie, tylko wprowadzili to od razu - wyjaśniał wiceszef słowackiego MSW. Ale najwyraźniej nie tylko Słowacy działali pod polską presją. Czeski minister spraw wewnętrznych Vit Rakuszan podkreślił dziś na konferencji prasowej po posiedzeniu czeskiego rządu, że Czechy nie przystąpiłyby do kontroli granicznych, gdyby nie uczyniła tak Polska. A te wszystkie poczynania Polski, Czech i Austrii w sprawie Słowacji były koordynowane z Niemcami - powiedziała w środę niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser niemieckiej agencji prasowej DPA. Aureliusz M. Pędziwol / Redakcja Polska Deutsche Welle