"Rz" dowiedziała się też, że chodziło o ubrania pasażerów Tu-154. Płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie chciał powiedzieć gazecie, dlaczego śledczy chcieli to zrobić. Zgodnie z kodeksem postępowania karnego można zniszczyć przedmioty stanowiące "zagrożenie dla bezpieczeństwa powszechnego". W tym przypadku śledczy - jak wynika z nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" - argumentowali, że odzież stanowi zagrożenie epidemiologiczne. Rodziny ofiar planami śledczych są zszokowane. "Przecież te rzeczy mają wartość dowodową, należało je jakoś odkazić, schłodzić i zachować" - mówi "Rz" Beata Gosiewska, żona zmarłego posła PiS Przemysława Gosiewskiego. Opowiada, że kiedy w Moskwie bliscy ofiar odbierali rzeczy osobiste, przekonywano ich, że ubrania zostaną przesłane do kraju i wtedy, ewentualnie, będzie można je odebrać. Około dwóch tygodni po katastrofie przywieziono wszystkie rzeczy - trafiły do magazynu w Mińsku Mazowieckim. "Decyzja prokuratury jest przedwczesna. Te dowody rzeczowe teraz nie mają znaczenia, ale kiedyś mogą się przydać" - uważa mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar.