Od 11:00, na temat warunków na jakich ma powstać koalicja, rozmawiają też najważniejsi ludzie PSL. Wiadomo, że taką koalicję popiera lider ludowców Jarosław Kalinowski. Miałoby to być swoiste małżeństwo z przymusu i z rozsądku. SLD chce zawrzeć sojusz z PSL po tym, jak dostał "kosza" od Platformy Obywatelskiej. Przyszły premier Leszek Miller bardzo boi się rządu mniejszościowego. 42 głosy ludowców dałyby lewicy sejmową większość czyli niezależność i komfort rządzenia. Liderzy Sojuszu pocieszają się, że dziś jest inna sytuacja niż osiem lat temu, gdy zawarł pierwszą koalicję z PSL. Politycy SLD mówią także, że Stronnictwo bardzo zmieniło się, ucywilizowało, a poza tym ma dziś w Sejmie pięć razy mniej głosów niż sojusz lewicy. Będzie więc bardziej pokorne niż w 1993 roku - zapewniają posłowie SLD. Na razie nie wiadomo dokładnie, które resorty dostałby PSL w nowym rządzie. Prawdopodobnie fotel szefa resortu ochrony środowiska objąłby Stanisław Żelichowski, który już wcześniej był szefem tego urzędu. Być może ludowcy dostaliby Ministerstwo Rolnictwa oraz jakieś stanowiska w gospodarce. W PSL, podobnie jak w SLD trwają dyskusje i przetargi - kto i za co. Za koalicją z Sojuszem opowiada się jednoznacznie Jarosław Kalinowski, lider ugrupowania. Inni politycy - Marek Sawicki, Bogdan Pęk - mają więcej wątpliwości. Na pewno będą domagać się skorygowania programu Marka Belki, kandydata SLD na ministra finansów.