Niespełna miesiąc temu Napieralski w ostatniej chwili zerwał rozmowy z PO i nakazał posłom SLD wstrzymanie się od głosu, gdy decydowały się losy prezydenckiego weta do ustawy medialnej. Przesądził tym samym, że trafiła ona do kosza, a wraz z nią plany PO dotyczące usunięcia z TVP i Polskiego Radia prezesów Andrzeja Urbańskiego i Krzysztofa Czabańskiego. Teraz jednak Napieralski kusi Tuska wizją współpracy: "Składam publicznie obietnicę, że poprzemy wszystkie rozwiązania, które będą sprzyjały rozwojowi kraju". Zdaniem dr. Marka Migalskiego, politologa z Uniwersytetu Śląskiego, list świadczy o tym, że rozpoczyna się druga tura negocjacji w sprawie ustawy medialnej. - W lipcu Napieralski sprytnie podbił stawkę. Teraz zarówno PO, jak i PiS będą musiały zaoferować SLD znacznie więcej korzyści niż poprzednio. Przekonały się bowiem, że to Sojusz jest rozgrywającym przy głosowaniach nad wetami prezydenta. Szef Sojuszu pokazał też, że nie boi się głosować wraz z Jarosławem Kaczyńskim, jeśli tylko będzie mógł zyskać coś dla swojej partii - przekonuje. Epistolarna aktywność przewodniczącego SLD wywołała w samym SLD konsternację. - Ten list ma chyba być ukłonem Napieralskiego w stronę własnych posłów. Wielu z nas wciąż ma kaca po głosowaniu, w którym przedłużyliśmy żywot PiS-owskiej telewizji. To taki listek figowy, by na najbliższej radzie krajowej mógł powiedzieć: - Zobaczcie, chciałem się dogadać, ale PO nas olała - tłumaczy jeden z posłów SLD. Zdziwienia nie kryją też politycy Platformy, bo ton złożonej propozycji nie zachęca do współpracy. W swoim piśmie Napieralski wytknął rządzącej PO "legislacyjny uwiąd, brak jakichkolwiek pomysłów i fatalnie przygotowane ustawy". Zarzucił liderom Platformy brak kultury politycznej, a jako dowód przypomniał obelgi, jakimi go obrzucono. - Byłem gałganem i cynikiem, który przy kilku butelkach wina przehandlował ustawę medialną - wymienia. Lider Sojuszu ostrzega premiera, że jeśli nie będzie rozmawiał z lewicą, czeka go pasmo porażek w Sejmie. - Pańskie ugrupowanie przegrywać będzie zawsze wtedy, gdy zamiast wsłuchiwać się w argumenty drugiej strony, ulegać będzie pokusie pychy i przekonania, że najlepiej wie, co jest dobre dla Polski - straszy Napieralski. Czy Platforma przyjmie tak ciernistą gałązkę oliwną? - Będę zniechęcał wszystkich kolegów do rozmów z Napieralskim - zapowiada Stefan Niesiołowski, który negocjował z SLD przyjęcie ustawy medialnej. - Możemy rozmawiać z SLD, ale nigdy z Napieralskim. Poza tym nie nazwałem go gałganem, tylko osobą załganą. Widać jest głuchy, nie tylko na racjonalne argumenty - podkreśla Niesiołowski. Polityk PO zastrzega jednak, że ostateczna decyzja, czy do rozmów w ogóle dojdzie, należy do premiera. A w Kancelarii Premiera "Newsweek" dowiedział się jedynie nieoficjalnie, że premier nie zamierza spieszyć się z odpowiedzią.