Śląsk nie czarował, nie grał nic wielkiego, ale miał szczelną obronę i liderów w osobach Sebastiana Mili i Przemysława Kaźmierczaka. Najpierw Mila idealnie podał z rzutu rożnego, a "Kaz" wspaniale zagłówkował w długi róg i Grzegorz Sandomierski był bezradny. Nie można stwierdzić, że Jagiellonia spała w I połowie. Próbowała atakować, początek miała nawet obiecujący, ale na połowie Śląska nie wychodziło jej tak, jak zaplanował to Tomasz Hajto. Po kombinacyjnej akcji z Nikołozem Dżałamidze Maciej Makuszewski wpadł nawet w pole karne rywala, ale stracił głowę i ni to strzelił, ni to podał. Ważne jest jedno - nie trafił na bramkę. Tymczasem druga wrzutka Mili - tym razem z rzutu wolnego, na drugi słupek dała Śląskowi gola na 2-0. Rok Elsner ładnie przyjął sobie piłkę na udo, po czym wypalił z lewej nogi w lewy róg. Sandomierski był bez szans, mógł tylko z wyrzutem spojrzeć na Thiago Ciionka, który nie upilnował Słoweńca. W drugiej połowie Jagiellonia ambitnie atakowała, by odrobić straty. Jej poczynania ożywił wprowadzony z ławki Dawid Plizga. On wypracował rzut karny (dał się sfaulować Kaźmierczakowi), który na bramkę zamienił świetnie wywiązujący się z roli kapitana Kupisz. Gdy wydawało się, że "Jaga" lada moment wyrówna, wrocławianie fenomenalnie rozegrali rzut wolny. Sebastian Mila przerzucił technicznie piłkę nad murem, a Kaźmierczak z powietrza, z woleja lewej nogi kopnął ją w prawy róg! Publiczność wiwatowała, a Orest Lenczyk odwrócił się do niej i z palcem na ustach uciszał. Kogo? Krytyków? Śląsk wygrał i jest panem własnego losu. Jeśli wygra z Wisłą w Krakowie (w niedzielę) zostanie mistrzem Polski!