Jak poinformowała podczas piątkowej konferencji prasowej w Rudzie Śląskiej, nie miała nalepek wśród swoich materiałów wyborczych. "Ani ja, ani mój sztab nie mamy z tym nic wspólnego" - oświadczyła Tobiszowska. Na nalepkach jest zdjęcie kandydatki - według jej sztabowców skopiowane z jej profilu w portalu społecznościowym - a także logo PiS i hasło wyborcze tego komitetu. Miały zostać rozpowszechnione w Rudzie Śląskiej, Siemianowicach Śląskich, Świętochłowicach i Chorzowie. Tobiszowska tłumaczy Według Tobiszowskiej nalepki przyklejano np. do lusterek i karoserii samochodów, rozlepiano je też na klatkach schodowych. "Od rana odbierałam telefony od ludzi, którzy chcieli, żeby usunąć te nalepki. To był dla mnie duży szok" - powiedziała Tobiszowska, która obecnie jest radną w Rudzie Śląskiej. "To jest po prostu chamstwo - tak to trzeba nazwać po imieniu. Chciałabym wiedzieć, kto i dlaczego to zrobił. Nie spocznę, póki się nie dowiem. Pozbierałam się, jestem silna i myślę, że to mnie wzmocni. Mam tylko prośbę do tych, którzy mają swoje przekonania i chcą iść na wybory - niech się nie zrażają. To jest okres kampanii, zawsze się znajdzie taka osoba, która pewne nieczyste rzeczy, brudny PR zastosuje. Muszę się z tym zmierzyć" - stwierdziła Tobiszowska. Policja przyjęła sprawę Oficer prasowy rudzkiej policji st. asp. Arkadiusz Ciozak potwierdził w piątek, że wpłynęło takie zgłoszenie. "Policjanci udali się we wskazane miejsca, aby je zweryfikować oraz zebrać dowody" - powiedział. Jak poinformował, policja bada sprawę pod kątem naruszenia 495 art. kodeksu wyborczego. Stanowi on m.in., że kto w związku z wyborami umieszcza plakaty i hasła wyborcze na ścianach budynków, przystankach komunikacji publicznej, tablicach i słupach ogłoszeniowych, ogrodzeniach, latarniach, urządzeniach energetycznych, telekomunikacyjnych i innych bez zgody właściciela lub zarządcy nieruchomości, obiektu albo urządzenia oraz umieszcza plakaty i hasła wyborcze w taki sposób, że nie można ich usunąć bez powodowania szkód, podlega karze grzywny.