Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie odmówił Enrique Naranjo warunkowego przedterminowego zwolnienia z więzienia. Koniec kary (Kolumbijczyk sam się jej poddał w 2011 r.) przypada w lutym 2014 r. - dokładnie w piątą rocznicę zatrzymania go przez ABW wraz z innymi obcokrajowcami w wyniku wielkiej operacji amerykańskiej Agencji do Walki z Narkotykami (DEA), kolumbijskiej policji i polskiej ABW. Była to największa operacja w historii polskich służb. Proces pozostałych pięciu cudzoziemców nadal trwa przed warszawskim sądem. Sprawę transportu ponad tony kokainy o wartości ok. 100 mln zł z Kolumbii do Polski ogłoszono jako sukces ABW. W połowie lutego 2009 r. w Warszawie zatrzymano sześciu obcokrajowców, w tym pochodzenia południowoamerykańskiego, którzy przyjechali do Polski, by zorganizować dalszą dystrybucję kokainy. Jak pisały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić sytuację. Handlarzom wmówiono, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę trzymano w magazynie strzeżonym przez ABW. Mężczyźni zostali ujęci, gdy wzięli z niego próbki towaru. Według mediów narkotyki zniszczono na polecenie prokuratury i za zgodą stołecznego sądu. Od listopada 2011 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwa proces pięciu cudzoziemców, oskarżonych o "próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce". Taką kwalifikację prawną kwestionuje obrona, która podkreśla, że oskarżeni nie zdążyli wejść w posiadanie kokainy. Ponadto adwokaci kwestionują legalność operacji. Podsądnym grozi do 12 lat więzienia; w areszcie przebywają od chwili zatrzymania. Niedawno do marca 2014 r. przedłużono im areszty. Wcześniej, w lipcu 2011 r. karze 5 lat więzienia i 100 tys. zł grzywny poddał się szósty oskarżony - Enrique Naranjo. SO uwzględnił wtedy jego wniosek i bez procesu wymierzył mu karę. "Przyznaję, że popełniłem błąd" - oświadczył sądowi Naranjo, według służb USA - organizator przerzutów narkotyków do Europy. On sam zeznał, że nie był pośrednikiem narkotykowym, ale jedynie kierowcą zatrzymanego wtedy cudzoziemca. Wobec niezapłacenia przez Naranjo grzywny możliwa jest zamiana tej kary na pół roku dodatkowego więzienia. W Sądzie Apelacyjnym obrońca mec. Ryszard Berus podkreślał, że grzywnę można zawsze wpłacić, a "kalkulacja jest taka, by się go pozbyć z terytorium RP". Przypomniał, że po odbyciu kary Naranjo ma być wydany USA, gdzie mu grozi 25 lat więzienia za pranie brudnych pieniędzy. Rzeczniczka SA sędzia Barbara Trębska poinformowała PAP, że SA uzasadnił utrzymanie decyzji sądu I instancji o odmowie wcześniejszego zwolnienia m.in. tym, że "zachowanie skazanego nie daje gwarancji, iż po zwolnieniu będzie przestrzegał obowiązującego porządku prawnego, a w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa". SA dodał, że wprawdzie opinia o skazanym z aresztu jest pozytywna, ale w literaturze przedmiotu i w orzecznictwie wielokrotnie podkreślano, że "stan podporządkowania się wymaganiom stawianym osobom odbywającym karę, jest stanem, za który nie należy oczekiwać nagrody w formie skrócenia kary". Oskarżeni są ścigani także w USA, a polskie sądy zgodziły się już na ich wydanie do Stanów - jak odbędą ewentualne wyroki skazujące w naszym kraju. "Strona amerykańska twierdzi, że 20 stycznia 2009 r. przelana została kwota 100 tys. dolarów z Meksyku do Wschodniego Okręgu Michigan w USA w celu opłacenia polskiego urzędnika konsularnego stacjonującego w Kolumbii" - ujawnił kilka lat temu SA, zgadzając się na ekstradycję Naranjo. Według Amerykanów Naranjo "wierzył, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie 1000 kg kokainy do Polski z Kolumbii". Zdaniem mediów ok. miliona zł kosztowało wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który przyjął rolę konsula podatnego na korupcję.