Zwierzę znalazła w niedzielę rano mieszkanka Władysławowa, która wyszła na poranny spacer. Pani Sylwia nie zastanawiała się długo. Pobiegła do domu po męża i poprosiła, żeby poszedł z nią na pobliskie gruzowisko. To stamtąd dochodziło wycie. Wzięli ze sobą rękawiczki i trochę wody w misce. Na początku wydawało się, że nic nie znajdą. - Mąż mówił mi, że nic tu nie ma. Ale wtedy zobaczyłam kawałek worka. Jarek zaczął to odkopywać. Z worka wystawały tylko łapy. Pies leżał przysypany gruzem. Wyglądał, jakby leżał w jakimś grobowcu - wspomina pani Sylwia. Na miejsce wezwano policję i weterynarza, który zaopiekował się psem. Ten zdiagnozował u zwierzęcia martwicę wszystkich kończyn, liczne potłuczenia oraz opuchlizny.