"Nie zwykłam opisywać sytuacji, gdzie spotykam się z brakiem empatii, brakiem zrozumienia, głuchotą innych na potrzeby osób niepełnosprawnych, złością, agresją ludzi zdrowych wobec osób takich jak ja, ale dziś zrobię wyjątek" - rozpoczęła swój wpis na Facebooku Monika Dąbrowska. Zaznaczyła, ze chce uświadomić innym "z czym mierzy się na co dzień osoba niepełnosprawna". Kobieta wybrała się w podróż do Warszawy autokarem Polonus. Jak opisała, przebycie tej trasy zajęło sześć godzin. "Kupiłam oczywiście miesiąc wcześniej bilety, informując jednocześnie przewoźnika, że jestem osobą niepełnosprawną na wózku i że pojadę z asystentem. Otrzymałam bilet oczywiście na miejsce nr 1 i nr 2, są to miejsca zaraz przy wejściu pierwszym od kierowcy" - opisała pani Monika. Relacjonowała, że aby wsiąść do autokaru, musiała pokonać pięć stopni. "Ogrom wysiłku, ale jestem w stanie to zrobić samodzielnie, nauczyłam się tego dzięki rehabilitacji" - napisała. W tym czasie - jak dodała - jej córka pakowała wózek do bagażnika autobusu. Kobieta z niepełnosprawnością musiała czołgać się po podłodze autokaru "Kierowca oczywiście nie pomaga w spakowaniu wózka. Bo co wtedy robi kierowca? Uczy mnie, w jaki sposób, którym wejściem mam dostać się do autokaru i gdzie mam usiąść" - relacjonowała kobieta. "Początkowo grzecznie, z kulturą informuję kierowcę, że wiem, jak wejść do autokaru, że to potrafię, nie pierwszy raz jadę PKS i proszę o pomoc we włożeniu wózka do bagażnika" - dodała. "Co robi kierowca? Kłóci się ze mną dalej, już w złości instruuje mnie, jak powinno pokonać się taką barierę jak wejście do autokaru" - napisała oburzona pani Monika. "W końcu nerwy mi puściły i mówię mu, żeby nie uczył mnie jak być kaleką, jak funkcjonować i w jaki sposób pokonywać bariery, bo to ja jestem niepełnosprawną, a nie on" - podkreśliła. Dodała, że wówczas kierowca zażądał, aby kobieta pokazała mu legitymację osoby niepełnosprawnej. "Koniec końców nie pozwolił mi być na miejscu nr 1 zaraz przy drzwiach, tylko jestem na miejscu nr 23 w połowie autokaru" - napisała zdenerwowana pani Monika. Zauważyła, że aby wysiąść na postojach, zmuszona była pokonać sześć metrów podłogi autokaru. "W bólu fizycznym, bez kontroli własnego ciała, pod tlenem, czołgając się na leżąco zbieram cały syf z podłogi na własne ubranie, zmęczona i wkur... muszę pokonać taką drogę do wyjścia" - podkreśliła oburzona. Dodała, że "kierowca przy każdym postoju daje odczuć, że nie jestem mile widzianą podróżną, no bo przecież osoby na wózkach nie powinny jeździć taka komunikacją". Jak opisała, do podobnej sytuacji z innym kierowcą miało dojść także w drodze powrotnej. Skandal w PKS. Komentarz przewoźnika "Niestety to codzienność osób niepełnosprawnych. Przykre, że w dzisiejszych czasach trzeba jeszcze uświadomić innych, że wszyscy jesteśmy równi i mamy te same prawa" - podkreśliła pani Monika. Zaznaczyła, że nie chce rezygnować z podróży zbiorowymi środkami transportu. "Zamierzam dalej podróżować PKS, PKP, tramwajami, zamierzam wyjeżdżać wózkiem na miasto, aktywnie uczestniczyć wśród społeczeństwa i cieszyć się życiem, które mi pozostało. Nie zamierzam już dłużej być cicho, olewać takich sytuacji, z tym już koniec. Teraz jeszcze częściej zamierzam podróżować autokarami" - podkreśliła. Kobieta z niepełnosprawnością dołączyła do wpisu zdjęcia oraz nagranie, na którym widać, jak czołga się po podłodze autobusu. O komentarz w tej sprawie Interia poprosiła firmę Polonus, do której należał autokar, którym podróżowała Monika Dąbrowska. "W odpowiedzi uprzejmie informuję, iż aktualnie trwają czynności wyjaśniające sprawę uwzględniające weryfikację zapisów z monitoringu i przesłuchania kierowców, a także informacje uzyskane bezpośrednio od pasażerów kursu. Po zebraniu wszystkich danych podejmiemy odpowiednie kroki o czym niezwłocznie poinformujemy" - przekazała Edyta Sobolewska-Socha z zespołu prasowego PKS Polonus. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!