Rzeczniczka prokuratury w Brunszwiku zapowiedziała w poniedziałek, że zbadane zostaną wszystkie sygnały wskazujące na manipulowanie w 25 przypadkach danymi pacjentów w celu umieszczenia ich na miejscu pozwalającym na szybsze przeprowadzenie transplantacji. Przeciwko byłemu szefowi oddziału transplantologii z kliniki uniwersyteckiej w Getyndze prowadzone jest śledztwo w sprawie korupcji. 45-letni chirurg miał w co najmniej jednym przypadku wziąć od pacjenta pieniądze w zamian za niezgodne z przepisami przyspieszenie transplantacji wątroby. Lekarz nie przyznał się do winy. Kierownictwo szpitala nie wyklucza, że w aferę wmieszanych jest więcej osób. Według dziennika "Sueddeutsche Zeitung" zwolniony w międzyczasie lekarz podejmował już wcześniej niezgodne z przepisami decyzje, między innymi odesłał do Jordanii wątrobę przeznaczoną dla szpitala w Ratyzbonie. Bahr obiecał szybkie wyjaśnienie skandalu, zapowiadając "poważne konsekwencje" w przypadku, gdyby zarzuty potwierdziły się. Polityk FDP zaapelował równocześnie do obywateli, by nie zniechęcali się do oddawania narządów. "Chodzi przecież o ratowanie życia" - powiedział Bahr. Wiceprzewodniczący klubu poselskiego rządzących CDU/CSU, Johannes Singhammer, wezwał do ustanowienia nadzoru państwowego nad decyzjami o transplantacjach. Komisje lekarskie oraz prywatne fundacje zawiodły - powiedział polityk bawarskiej CSU. Przedstawiciele środowisk lekarskich opowiedzieli się natomiast za wzmocnieniem wewnętrznej kontroli. Przed umieszczeniem pacjenta na liście oczekujących na przeszczep decyzja pierwszego lekarza miałaby być sprawdzona przez jeszcze jednego eksperta. Na narządy czeka obecnie w Niemczech około 12 tys. pacjentów. Każdego dnia umiera - nie doczekawszy się zabiegu - średnio troje z nich. Pod koniec maja Bundestag znowelizował ustawę o przeszczepach. Obywatele mają być teraz częściej informowani o przeszczepach i bardziej aktywnie namawiani do wyrażenia zgody na oddanie narządów w przypadku śmierci.