- Kierownicy mają nad górnikami władzę - mogą odesłać ich do najgorszych robót albo nie zgodzić się na przyjście do pracy w lepiej płatne dni świąteczne - podkreśla. - Sośnica-Makoszowy to jedna z kopalń Kompanii Węglowej, największej spółki górniczej w Europie. Z powodu zagrożenia metanowego jest też jedną z najbardziej niebezpiecznych, dlatego przełożeni powinni szczególnie dbać o bezpieczeństwo pracujących w niej ludzi. Z osobistych rozmów górników z 15, 16 i 19 maja, nagranych już po ich wyjeździe spod ziemi, wyłania się jednak obraz przerażającego szafowania ich życiem - pisze "Gazeta Wyborcza". - Rozmowy prowadzili między sobą tzw. rabunkarze - górnicy pracujący zwykle między zmianami i zajmujący się demontażem sprzętu. W każdej chwili mogło dojść do eksplozji - wystarczyła iskra, by podziemne chodniki zamienić w piekło. - Kilofem uderzasz - iskra, tniesz brzeszczotem - iskra. (...) Gdyby doszło do wybuchu, to naszą kopalnię zamkną - opowiada jeden z górników. Inny mówi: "Na [godzinę] jedenastą zjechałem, pomierzyłem metan i przestaliśmy robić, bo źle było. Zjechała dwunasta i oni fedrowali. My siedzieli, a oni fedrowali, [a] tyle było metanu. Na strefie było 2,8 proc., w zawale, po górnym o ciosie [za obudową ściany, pod stropem] było 10 proc. metanu, a po dolnym ociosie było 5 proc. metanu. (...) Nadsztygarzy mają to w d..." - cytuje dziennik.