- Mam kłopot z odpowiedzią na pytanie, jakie są cele polityki zagranicznej rządu. Po prostu tego nie wiem - powiedział prezydent. - Nie rozumiem, dlaczego niszczone są budowane od dłuższego czasu bardzo dobre stosunki na Wschodzie. Dlaczego nie ma jasnej decyzji w sprawie opcji południowo-wschodniej oraz bezpieczeństwa energetycznego: gazoportu, rurociągu norweskiego. Co poza poprawnością ma do zaproponowania rząd, jeśli chodzi o naszą politykę w Unii Europejskiej - mówił Lech Kaczyński. Jak zaznaczył, "gdy w czasie inwazji na Gruzję premier chce zabiegać o dobre stosunki z Rosją, to się martwi, gdyż nie wpisuje się to w żadną logikę polityczną". - Co najwyżej jest realizacją PR- owskiego pomysłu: odpowiedzialny premier, nieodpowiedzialny prezydent - dodał. Lech Kaczyński podkreślił, że chciałby, aby cele polityki zagranicznej jego i rządu "były wspólne". - Nie zamierzam niczego odbierać rządowi, chcę, by takich sukcesów jak tarcza było jak najwięcej. Powtarzałem panu premierowi, że w przypadku tarczy chodzi o elementarny patriotyzm. Oczekuję dalszych tego rodzaju decyzji np. w sprawie energetyki. Będę je mocno popierał - powiedział. Zdaniem prezydenta szef MSZ "często przyjmuje optykę narzuconą przez Rosjan". - Jego oceny bywają dziwaczne, właśnie przygotowywane z rosyjskiego punktu widzenia. Potrafi np. pisać w depeszy o "progruzińskich politykach" z dopiskiem w nawiasie "Kaczyński, Adamkus" - mówił. Dodał, że ma zastrzeżenia do niektórych nominacji Sikorskiego oraz do "ulegania urokowi byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych generała Marka Dukaczewskiego". Według prezydenta po ostatnich wyborach parlamentarnych, gdy jeszcze rządził rząd Jarosław Kaczyńskiego "Sikorski zgłosił się do ambasadora USA Victora Ashe'a i zerwał negocjacje" w sprawie tarczy antyrakietowej, choć - jak podkreślił Lech Kaczyński - nie miał do tego "żadnych uprawnień". Lech Kaczyński powtórzył, że podczas zeszłotygodniowej misji do Gruzji szef polskiej dyplomacji (który mu w niej towarzyszył) "czegoś nauczył się". - Sikorski zobaczył w Tbilisi, jak wygląda system podejmowania decyzji w UE pod dyktando dwóch, trzech największych krajów - powiedział. W ocenie prezydenta wydarzenia gruzińskie pokazały, że polityka zagraniczna UE "ustalana jest tylko między dwoma stolicami, Paryżem i Berlinem". - Mechanizm, który ujawnił się w Unii Europejskiej przy okazji wojny w Gruzji był bardzo niekorzystny z punktu widzenia naszych elementarnych interesów - dodał. Zdaniem Lecha Kaczyńskiego wizyta w Gruzji Nicolasa Sarkozy'ego, prezydenta Francji (kraju, który w tym półroczu przewodniczy UE) i jego mediacja między Moskwą a Tbilisi powinna być "szerzej skonsultowana" przynajmniej - jak mówił - "z krajami zainteresowanymi: Polską, Litwą, Łotwą, Estonią". - A w istocie ona była konsultowana tylko w Moskwie - dodał. - Uważam, że Sarkozy powinien zdać sobie sprawę, że Unia to nie tylko Francja, Niemcy i czasem Wielka Brytania. Wspólnota ma istotnych członków w Europie Środkowej. Jeśli Unia ma istnieć, dobrze działać, nie może nie uwzględniać tej części Europy - powiedział prezydent. Lech Kaczyński podkreślił też, że jego przemówienie podczas wiecu w Tbilisi (gdzie mówił m.in. "jesteśmy tu po to, by podjąć walkę") było przemyślane i nie uległ "atmosferze wiecowej". - Trzeba wreszcie zmienić język, dlatego to przemówienie musiało być ostre. Rosja do tej pory triumfowała w Unii właśnie w sferze werbalnej - powiedział. Jak dodał podczas posiedzeń Rady Europejskiej "w ścisłym gronie premierów i prezydentów (...) mówiło się o Rosji, której w rzeczywistości nie ma". - Jak można poważnie traktować wypowiedzi, że Rosja to kraj, w którym dominują elementy demokracji, który wyznaje jakieś wartości? - mówił prezydent. Rosja - zdaniem Lecha Kaczyńskiego - "demokracji w naszym rozumieniu nie uznaje, ma też ogromne trudności w uznaniu suwerenności słabszych sąsiadów". Odnosząc się do wydarzeń w Gruzji, prezydent mówił: "wiem, że Rosjanie bardzo precyzyjnie przygotowali ten atak (...); inicjatywa konfliktu, którego celem było odzyskanie Gruzji i dokonanie prorosyjskiego przełomu we wszystkich innych kaukaskich republikach, była przedmiotem planu, który był odpowiedzią na ciążenie Gruzji ku Zachodowi". Prezydent, nawiązując do przebiegu podróży jego i przywódców Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy do Gruzji, poinformował, że wydał pilotowi samolotu "przez generałów Wojska Polskiego, nawet na piśmie" polecenie lotu bezpośrednio do Tbilisi, ale pilot odmówił. Ostatecznie przywódcy pięciu kraju wylądowali w Azerbejdżanie, a dalej do Gruzji podróżowali samochodami. - Wszyscy moi koledzy prezydenci chcieli lecieć do Tbilisi. Przekonanie, że Rosjanie zlikwidują jednym strzałem samolot wiozący pięciu prezydentów było przesadzone - powiedział prezydent. - Zresztą, byłaby to likwidacja nie tylko pięciu awanturników, ale i lecącego z nami Radosława Sikorskiego - żartował.