Sikorski powiedział dziś, że nie przypomina sobie, by w czasie rozmowy, w której poinformował Jarosława Kaczyńskiego o katastrofie pod Smoleńskiem, prezes PiS użył słowa "zbrodnicza". Sikorski zaznaczył też, że nie miał wtedy sprecyzowanej opinii co do przyczyn katastrofy. W ten sposób minister spraw zagranicznych - który przebywa z wizytą w Armenii - odniósł się do wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla "Gazety Polskiej". Szef PiS powiedział w nim m.in., że w czasie telefonicznej rozmowy z Sikorskim 10 kwietnia, w której dowiedział się o katastrofie, powiedział szefowi MSZ: "to jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupiliście nowych samolotów". Według J.Kaczyńskiego, Sikorski miał powiedzieć wtedy także, że katastrofa była wynikiem błędu pilota. "Pamiętam jego słowa: 'to był błąd pilota'" - mówił J. Kaczyński. Sikorski powiedział dziś, że o katastrofie dowiedział się od ambasadora Polski w Rosji Jerzego Bahra. Dodał, że w krótkim czasie po tym, jak dowiedział się o tragedii, rozmawiał dwukrotnie telefonicznie z Jarosławem Kaczyńskim. - Nie przypominam sobie, by Jarosław Kaczyński używał słowa "zbrodnicza" - to bym zapamiętał - powiedział Sikorski dziennikarzom. Zaznaczył ponadto, że mógł najwyżej powiedzieć, że "piloci nie powinni byli próbować lądować we mgle". - To, co mogłem powiedzieć to to, co powiedział ambasador Bahr - to znaczy: nie powinni byli próbować lądować we mgle. Nie miałem wtedy jeszcze sprecyzowanej opinii co do przyczyn wypadku - podkreślił szef MSZ. Sikorski był też pytany o to, czy kolumna z Jarosławem Kaczyńskim jadąca 10 kwietnia na miejsce katastrofy mogła być opóźniana. - Prezes Kaczyński miał ofertę dołączenia do delegacji premiera. Nie skorzystał z sobie wiadomych powodów - mówił Sikorski. - To tak bywa, że kolumny rządowe są przepuszczane szybciej niż prywatne. To była konsekwencja decyzji o nieuczestniczeniu w delegacji rządowej - powiedział szef MSZ. Kaczyński stwierdził w wywiadzie, że podróż jego i towarzyszących mu osób na miejsce katastrofy była spowalniana. "(...) powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami" - mówił szef PiS. "W pewnym momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie zależało mu, by się tam pokazać" - powiedział szef PiS. Sikorski odniósł się dziś także do kwestii przetargu na samoloty rządowe. Szef MSZ zaznaczył, że to on - jeszcze jako minister obrony - rozpisał taki przetarg. Dodał, że Aleksander Szczygło - minister obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - ten przetarg unieważnił.