PAP: Co zdaniem wiceprzewodniczącego PO powinno być tematem przewodnim kampanii wyborczej? Radosław Sikorski: - Ważne jest to, by ludzie dostrzegli, która partia jest dla Polski bezpieczniejszą parą rąk. My wiemy, że nie jesteśmy idealni, że nie wszystko nam się udało. Ale udało nam się sporo, szczególnie biorąc pod uwagę warunki zewnętrzne, w jakich przyszło nam działać, zwłaszcza kryzys gospodarczy i finansowy. Pytanie więc, czy chcemy dalej skiba po skibie orać to polskie pole, by doprowadzić kraj co najmniej do średniej europejskiej, czy chcemy iść w ideologiczne szarże: politykę powstańczą, wojenki z sąsiadami, namiot smoleński. Myślę, że akurat tym razem mamy bardzo klarowne różnice, jeśli wziąć pod uwagę główne osie określające polską politykę: stosunek do Europy, stosunek do przeszłości, stosunek do gospodarki w sensie ilości państwa w gospodarce, relacje Kościół-państwo. Między dwoma głównymi partiami wybór jest jasny. To znaczy, że PO chce przekonywać do siebie wyborców straszeniem PiS-em? - PiS-em nie trzeba straszyć. PiS sam to robi (śmiech). Platformie nie udało się zrealizować wszystkich obietnic wyborczych sprzed czterech lat. Premier przepraszał za to podczas sobotniej konwencji PO. Jak w takim razie chcecie przekonać wyborców do siebie? - Mieszkam w śródmieściu Warszawy i to, że ulica Świętokrzyska jest zamknięta, dotyka mnie bezpośrednio. Nasłuchałem się ostatnio od żony na ten temat. Ale to oznacza, że naprawdę jest tworzona druga linia metra. A przypominam, że były takie partie, tacy liderzy i tacy prezydenci Warszawy, którzy bali się budować obwodnicę Warszawy. Bo to niepopularne, nie wszystko idzie tak, jak trzeba, i można narazić się na krytykę. PO jest partią, która nie boi się podejmowania niepopularnych decyzji? - Dokleja nam się łatkę tych, którzy niby żyją PR-em. A tak naprawdę począwszy od tych mebli, na których państwo siedzicie, które kupiłem do saloniku ministra spraw zagranicznych wbrew atakom tabloidów, poprzez Centrum Operacyjne MSZ i największy program inwestycyjny polskiej dyplomacji w jej historii, to wszystko świadczy o tym, że właśnie nie kłaniamy się malkontentom, tylko robimy to, co trzeba. Emerytur górniczych nie udało się w tej kadencji zreformować... - Przypominam, że aby zacząć reformować emerytury, przełamaliśmy weto prezydenta Lecha Kaczyńskiego w grudniu 2008 r. PO w sobotę świętowała swoje 10 lat. Pan jest w partii od 3,5 roku. Nikt nie zaprzeczy: duża kariera: minister spraw zagranicznych, wiceszef partii, kandydat w prawyborach prezydenckich, ale można mieć wrażenie, że jest pan politycznym singlem. - Gdy w wieku 29 lat zostałem wiceministrem obrony, uznany zostałem za młokosa. Dzisiaj mam 48 lat i nadal słyszę, jakim to jestem młokosem, co z każdym rokiem sprawia mi więcej przyjemności. Więc pewnie już tak będę słyszał o tym byciu singlem do kolejnego jubileuszu PO. Czuje się pan mocny w partii? - Czegoś takiego jak funkcji koordynatora pracy programowej nie powierza się outsiderom. Program partii, manifest wyborczy, to dusza ugrupowania. Kiedy możemy spodziewać się przedstawienia całościowego programu wyborczego PO? - Kampania ruszy tak naprawdę 1 września, bo nie będziemy ludziom przeszkadzać w czasie urlopów i wtedy proszę spodziewać się naszego manifestu. Podczas sobotniej konwencji PO na jednym z krzeseł widzieliśmy Joannę Kluzik-Rostkowską, na innym - Dariusza Rosatiego. Pan jako koordynator prac programowych zamierza uwzględnić rozpiętość ideologiczną Platformy w jej programie? - Oczywiście. Co się takiego w nim znajdzie, co zaspokoi Kluzik-Rostkowską i Rosatiego. Sprawa in vitro pokazała, że różnice w PO nie pozwoliły osiągnąć kompromisu. - Osobiście jestem za in vitro bez refundacji. Uważam, że to nie jest kwestia, w której powinna obowiązywać dyscyplina partyjna w jakiejkolwiek partii, bo jest to kwestia sumienia. Czyli pana zdaniem taka rozpiętość nie przeszkadza w rządzeniu? - Wręcz przeciwnie. W Polsce nie było wojen religijnych m.in. dlatego, że zawsze byliśmy słabi w teologii. Komunizm też zaczadził tylko garstkę. Nigdy do ideologii nie przywiązywaliśmy nadmiernej wagi. Wydaje mi się, że w tym tkwi sukces Platformy Obywatelskiej, że Polacy chcą siły, która będzie modernizować kraj i dalej budować drogi, a nie ideologizować. PO będzie teraz partią bezideową? - Jest partią służenia Polakom w tym, co jest dla nich ważne. A ideolodzy z prawa i z lewa mają swoje partie. Widzi pan jeszcze kogoś ciekawego, kto mógłby znaleźć się w PO? - Uważam, że Paweł Poncyljusz popełnił błąd, nie przystępując do nas. Namawiał go pan do tego? - Namawiałem. Odmówił. - Uznał, że jego miejsce jest z ludźmi, których on wyprowadził z PiS do PJN. Szanuję ten punkt widzenia. PO ma szansę rządzić samodzielnie? - To jest ambicją każdej partii walczącej o władzę. Taki jest nasz cel, a to wyborcy zadecydują o tym, czy dzień po wyborach będziemy się cieszyć z takiego zwycięstwa, czy też myśleć o koalicji. A jeśli koalicja to z kim? - Będziemy się o to martwić dzień po wyborach. PO-PSL ciąg dalszy? - Ktoś powiedział w ostatnich dniach, że to jest pierwszy rząd, o którym właściwie nie słyszy się, że jest koalicyjny, bo wszystko jest uzgadniane. To znaczy, że przezwyciężyliśmy naszą polską kłótliwość, to, co było przekleństwem polskiej polityki. Chciałby pan przedłużyć swoje urzędowanie w MSZ? - Chciałbym. To, że jestem piątym najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych w UE, zwiększa moją skuteczność i pomaga ugruntowywać prestiż kraju. Możemy się spodziewać, że PiS będzie się starać w kampanii wyborczej poruszać kwestie katastrofy smoleńskiej. Co PO będzie mówiła w tej kwestii? - Jarosław Kaczyński będzie się domagał prawdy, czyli tego, aby rząd przyznał się, że do spółki z Władimirem Putinem zamordował mu brata. I powinniśmy wyjaśnić, czy użyliśmy magnesu, sztucznej mgły, bomby próżniowej czy helowej. Tylko to by go usatysfakcjonowało. A mówiąc poważnie, to będziemy mieli wkrótce raport komisji Jerzego Millera i wszyscy Polacy będą w stanie wyciągnąć wnioski. Ale to raczej nie zamknie dyskusji. - Oczywiście. Ta dyskusja nigdy się nie skończy. Skoro dzisiaj, po komisji brytyjskiej, polskiej jeszcze w latach 40., po sporze w brytyjskim sądzie, po dwóch ekshumacjach nadal działa w najlepsze przemysł badający, jak zginął generał Sikorski, to tym większy będzie przemysł zmyślania teorii na temat Smoleńska. Może po prostu część społeczeństwa chce o tym rozmawiać. - Część polityków zamiast pomóc narodowi przejść przez tę traumę z godnością, wykorzystuje tragedię w celach politycznych. Są też tacy, którzy będą pisać książki, drukować gazety, robić filmy. Dopóki będzie popyt, znajdzie się podaż. Natura ludzka już tak ma, że trudno nam się pogodzić z myślą, że coś zdarzyło się przypadkiem. Szukamy sensu zdarzeń tam, gdzie go nie ma.