Szef MSWiA Mariusz Błaszczak powiedział we wtorek w radiowej Trójce, że rozmawiał w prezydium klubu PiS, by zmienić Prawo o zgromadzeniach "obciążając kosztami tych, którzy deklarują np. zablokowanie" zgromadzeń. "No bo oni są sprawcami tych kosztów, wzrostu tych kosztów" - powiedział minister. Dodał, że chodzi np. o ruch Obywatele RP. To ta organizacja zapowiadała zablokowanie poniedziałkowych obchodów 87. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej w Warszawie. Ostatecznie w poniedziałek nie doszło zapowiadanej przez Obywateli RP blokady, odbyła się na Placu Zamkowym kontrmanifestacja. "Minister Błaszczak jest pogubiony kompletnie" O pomysł Błaszczaka we wtorek w TVN24 był pytany wiceszef PO <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tomasz-siemoniak,gsbi,1621" title="Tomasz Siemoniak" target="_blank">Tomasz Siemoniak</a>. "Jest pogubiony kompletnie minister Błaszczak, bo ściągnął gigantyczne siły policyjne, by wygrodziły Krakowskie Przedmieście zupełnie na darmo. To kompletnie niepoważne. To niech Warszawa obciąża PiS za te demonstracje, wszyscy się zaczną zaraz obciążać za swoją pracę" - powiedział Siemoniak. Przekonywał, że możliwość manifestowania "to coś co bardzo uwiera PiS". Polityk PO ocenił, że trudno byłoby zapisać pomysł Błaszczaka w ustawie. "No bo jak to załatwić? Wystawić faktury manifestantom? Notować, kto jest, a potem kazać płacić? To jest absurd, kompromitująca wypowiedź ministra Błaszczaka. Dziwię się, że jeśli rozmawiał o tym z kimś w PiS, to ktoś mu po prostu nie powiedział, by puknął się w głowę nim coś takiego publicznie powie" - zaznaczył Siemoniak. "Bezcenne było obejrzenie potem miny prezesa Kaczyńskiego" Jak dodał, uczestniczył w poniedziałkowej kontrmanifestacji wobec tzw. miesięcznicy smoleńskiej i nie doszło tam do starcia uczestników obu tych zgromadzeń. Zaznaczył, że "bezcenne było obejrzenie potem miny prezesa Kaczyńskiego w telewizji, gdy wśród tysięcy policjantów szedł, spodziewając się nie wiadomo czego", a PiS w związku z miesięcznicą "wygrodziło wielki szpaler". "Myślę, że w tym była bardzo wielka siła, pokazanie, że bez przemocy, bez blokowania, z uśmiechem możemy wszyscy pokazać, że jesteśmy, że wolność zgromadzeń jest dla nas ważna i zostawić PiS z tysiącami policjantów" - podkreślił Siemoniak. "Sam prezes widzi, że to jest coraz bardziej bez sensu" Wiceszef Platformy nawiązał też do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego z miesięcznicy. "My będziemy kontynuowali swój marsz aż do momentu, kiedy tu, niedaleko stąd staną pomniki: stanie pomnik prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego, stanie pomnik upamiętniający wszystkich, którzy polegli w katastrofie smoleńskiej. I wierzę, że to, mam nadzieję, stanie się już za taki czas, który mierzy się w miesiącach, a nie latach, że wtedy już będziemy dużo więcej wiedzieli o przyczynach tej katastrofy, o tym co się stało" - powiedział wtedy prezes PiS. Siemoniak zauważył, że w poniedziałek w wypowiedzi prezesa PiS "po raz pierwszy został zarysowany ten horyzont, kres maszerowania co miesiąc". To jest to postawienie pomników na Krakowskim Przedmieściu - dodał. Według polityka PO oznacza to, że "już sam prezes widzi, że to (miesięcznice) jest coraz bardziej bez sensu".