Rozważane są różne warianty ewakuacji m.in. na bezpieczny teren w samej Republice Środkowoafrykańskiej, np. do stolicy tego kraju albo do pobliskiego Czadu, gdzie już wcześniej się ewakuowała część misjonarzy z innych państw - poinformował szef MON w TOK FM. Siemoniak pokreślił, że jego resort ściśle współpracuje w tej sprawie z MSZ oraz ze stroną francuską. - Wczoraj wieczorem, na moje polecenie, szef sztabu generalnego rozmawiał z szefem sztabu armii francuskiej, który kieruje tą operacją i zwrócił mu uwagę na kwestie naszym misjonarzy - powiedział Siemoniak. Dodał, że trwają rozmowy z przełożonymi misjonarzy, aby przekonać ich do ewakuacji. - Z tego co wiem, niektórzy to rozważają, a niektórzy - co zasługuje na szacunek - chcą pozostać wśród podopiecznych. Prowadzimy rozmowy, staramy się im zapewnić bezpieczeństwo, choć jest to sprawa trudna - powiedział Siemoniak. Misja polskich misjonarzy została zaatakowana przez rebeliantów muzułmańskich, którzy zaatakowali m.in. misję w miejscowości Ngaoundaye. Przebywają tam m.in. polscy misjonarze i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza. Zaatakowani nie chcą zostawić swoich podopiecznych - m. in. sierot i niewidomych. W walkach między muzułmanami i chrześcijanami w Republice Środkowoafrykańskiej zginęło ostatnio co najmniej 75 osób. Walki w Republice wybuchły z nową siłą po wycofaniu się w ubiegłym miesiącu ze stolicy kraju Bangi muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka. Rebelianci z Seleki, będącej luźnym sojuszem przeważnie muzułmańskich milicji, doprowadzili w marcu 2013 r. do obalenia rządu, a ich przywódca Michel Djotodia obwołał się prezydentem. Jednak w styczniu został zmuszony do ustąpienia po fali krytyki w kraju i społeczności międzynarodowej, która zarzucała mu, że nie zdołał zapobiec pladze aktów przemocy. Chrześcijańskie milicje mordują muzułmanów, ofiarą muzułmańskich partyzantów padają chrześcijanie.