W płonącym magazynie znajdowało się kilkadziesiąt 1000-litrowych zbiorników z rozpuszczalnikami, które w chwili wybuchu pożaru zaczęły pękać. Gęsta, lepiąca maź płynęła ulicą. Mimo że strażacy próbowali zabezpieczyć teren, część trucizny przedostała się do wody. Ile dokładnie, nie wiadomo. Zanieczyszczona woda przedostała się do studzienek kanalizacyjnych a dalej do pobliskiego potoku Sienka, który wpływa do rzeki Soły, wpadającej z kolei do Jeziora Żywieckiego. W jego pobliżu znajdują się licznie odwiedzane przez mieszkańców województwa śląskiego kąpieliska. We wtorek szefowa delegatury WIOŚ w Bielsku-Białej Agata Serafin-Bucko podczas zwołanego w sprawie pożaru briefingu podała, że wyniki badań wody w Sole nie wskazują na przekroczenie norm substancji szkodliwych - w tym ropopochodnych. Jednak po briefingu do szefowej delegatury WIOŚ dotarły wyniki badań z potoku Sienka. "Poziom zanieczyszczeń był bardzo wysoki" - poinformowała zanieczyszczeń inspektorka. "Katastrofa ekologiczna" "Niech nam nikt nie wmawia, że katastrofy ekologicznej nie było. Była i to bardzo poważna" - z rozmowie z serwisem TVN24 powiedział we wtorek prezes zarządu okręgu Polskiego Związku Wędkarzy w Bielsku-Białej. Wojciech Duraj uważa, że "martwych ryb jest tona, dwie, może nawet więcej". "Ten odcinek rzeki, na którym doszło do skażenia, jest naturalnym tarliskiem ryb. Aktualnie na tym tarlisku znajdowały się pstrągi, które były już po tarle. Do tarła przygotowywała się także świnka, jaź, boleń, lipienie, bardzo cenne gatunki ryb z ikrą w środku" - tłumaczył Duraj. Inspektorka WIOŚ uspokaja i zaznacza, że nie można mówić o skażeniu środowiska i ekologicznej katastrofie. Według niej rozcieńczone rozpuszczalniki dopłynęły do jeziora w stanie niestanowiącym zagrożenia. Burmistrz Żywca Antoni Szlagor twierdzi natomiast, że martwe ryby znaleziono u wylotu kanalizacji do Soły. "Gromadziły się tam i to pierwsze uderzenie, które poszło, musiało zatruć te ryby" - mówi. W środę badania wód mają zostać powtórzone.