W czwartek rano w TVP Info Seremet powiedział, że nie wyklucza możliwości przyjęcia, że "może jakiś zakres odpowiedzialności kontrolerów jest w tej sprawie istotny". Zarazem podkreślił, że można by o tym mówić dopiero po skompletowaniu pełnej dokumentacji przez prokuraturę. Ustosunkowując się w czwartek rano do twierdzeń, że rosyjscy kontrolerzy "naprowadzili załogę na śmierć", szef rządowego zespołu ds. katastrofy Maciej Lasek powiedział w radiowej Jedynce, że zapisy rozmów z wieżą w Smoleńsku świadczą, iż kontrolerzy - mimo że panował tam duży bałagan, co opisano w raporcie komisji Millera - wyraźnie wskazywali załodze, że warunków do lądowania nie ma. - To załoga Tu-154M podjęła decyzję o próbnym podejściu - dodał. Czwartkowy "Nasz Dziennik" twierdzi, że polska prokuratura wojskowa wyłączy do odrębnego postępowania w prokuraturze powszechnej wątek rosyjskich kontrolerów lotu Tu-154M ze Smoleńska jako osób, które przyczyniły się do katastrofy. Według gazety to, że zarzuty zostaną im postawione, jest pewne. Gazeta spekuluje, że może to być zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, za co grozi do 8 lat więzienia. "NDz" podkreśla zarazem, że Federacja Rosyjska nie wydaje swych obywateli. Naczelna Prokuratura Wojskowa nie komentuje spekulacji prasowych - powiedział PAP w czwartek rzecznik prasowy NPW ppłk Janusz Wójcik. Z korespondencji radiowej między samolotem a wieżą wynika - jak ustaliła badająca katastrofę komisja Jerzego Millea - że kierownik strefy lądowania podawał błędne komendy załodze samolotu Tu-154M, podchodzącego do lądowania na lotnisku w Smoleńsku. Według komisji Millera było tak zarówno wtedy, gdy samolot był powyżej ścieżki i obok kursu, jak i wtedy, gdy był poniżej ścieżki; kontrolerzy informowali załogę, że samolot jest na ścieżce i na kursie. Według ustaleń komisji nie było to jednak przyczyną katastrofy.