- Samoloty podczas upadku zazwyczaj się roztrzaskują, a tutaj wrak jest w dobrym stanie - podkreśla dowódca okrętu w rozmowie z portalem polska-zbrojna.pl. "Arctowski" jesienią ubiegłego roku wyszedł z portu, by wykonać rutynowe prace przy wytyczaniu trasy żeglugowej. Zbierał dane dotyczące między innymi ewentualnych przeszkód na morzu. Na wysokości wschodniego Wybrzeża specjalistyczne urządzenia zarejestrowały duży obiekt, który spoczywał na głębokości 20-30 metrów. - Podejrzewaliśmy, że to może być samolot - wspomina kmdr ppor. Artur Grządziel, dowódca okrętu hydrograficznego ORP "Arctowski". W grudniu znalezisko zostało zbadane za pomocą sonarów i echosond. Wreszcie w styczniu tego roku pod wodę zszedł pojazd z kamerą. Nagrał film. - Jesteśmy niemal na sto procent pewni, że mamy do czynienia z wrakiem Junkersa, niemieckiego bombowca z czasów drugiej wojny światowej - wyjaśnia kmdr ppor. Grządziel. W jaki sposób samolot znalazł się pod wodą - nie wiadomo. Najpewniej został zestrzelony, mógł też spaść bądź siąść na wodzie z powodu awarii. Pewne jest jedno: to znalezisko niezwykle rzadkie. - Samoloty podczas upadku zazwyczaj się roztrzaskują, a tutaj wrak jest w dobrym stanie - podkreśla kmdr ppor. Grządziel. Więcej na portalu polska-zbrojna.pl