Z ustaleń "Wprost" wynika, że sprawa jest elementem szerszego śledztwa prowadzonego przez warszawską Prokuraturę Okręgową. Wszystko zaczęło się od doniesienia samego Piesiewicza. Senator twierdził w nim, że padł ofiarą grupy szantażystów. 18 listopada na zlecenie śledczych doszło do zatrzymania osób wskazanych przez parlamentarzystę Platformy. Jak nieoficjalnie dowiedział się "Wprost", zatrzymani oskarżyli Piesiewicza o posiadanie kokainy. Prokuratura, chcąc przesłuchać polityka, wystąpiła do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza o zgodę o pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. Z informacji "Wprost" wynika, że Piesiewicz, wyprzedzając działanie marszałka, sam poprosił o uchylenie immunitetu i wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. - To prawda, złożyłem pismo do marszałka Senatu. Zostałem pomówiony i chcę złożyć w tej sprawie wyjaśnienia w prokuraturze. Na temat samego śledztwa nie mogę się wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć, że pomówienia są jego niewielkim fragmentem - mówi "Wprost" senator PO. Na pytanie, czy oskarżenia dotyczą posiadania narkotyków, odpowiada: - Tak, ale nie mogę powiedzieć nic więcej.