Oskarżonymi w procesie są lider Samoobrony oraz b. wiceszef tej partii . Motywując swój wniosek obrona przedstawiła artykuł, który ukazał się kilka miesięcy temu w jednej z gazet, na kilka dni przed rozpoczęciem procesu. Był to wywiad z sędzią, która miała prowadzić proces. W wywiadzie, sędzia mówiła o procesie i jego szczegółach, co zdaniem obrony świadczy, że "z góry przyjęła określoną tezę i przez to jest ona nieobiektywna". - Sędzia przed naszymi wnioskami powiedziała co będzie, m.in., że proces będzie utajniony. To jest karygodne, żeby sędzia przyjmowała nasz wniosek, rozpatrywała, robiła swoisty teatr na sali, a z góry ustaliła, że ten wniosek odpada - mówił przed wejściem na salę Lepper. Wniosek obrońców rozpatrzony został jeszcze w poniedziałek i odrzucony. Proces będzie kontynuowany. Proces w tzw. seksaferze w Samoobronie toczy się od maja za zamkniętymi drzwiami. Łyżwiński, który od sierpnia ubiegłego roku przebywa w areszcie, oskarżony jest m.in. o gwałt, a obaj b. posłowie - o "żądanie i przyjmowanie korzyści o charakterze seksualnym" od działaczek tej partii. Przed sądem Lepper i Łyżwiński nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Liderowi Samoobrony grozi kara do ośmiu, a Łyżwińskiemu - do 10 lat więzienia. Śledztwo w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie wszczęto w grudniu 2006 r. po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi.