Historia wyglądała tak: dawno, dawno temu, w hanzeatyckim Gdańsku, żył sobie pewien rzeźbiarz. Dostał zlecenie na wyrzeźbienie Chrystusa na krzyżu. Próbował, próbował i żaden z wyrzeźbionych przez niego Chrystusów nie był dość dobry. Dość martwy. W końcu zabił swojego modela. Chrystus wyszedł martwy jak trzeba. Spektakl wygląda tak: na widownię wchodzi się przez scenę. Ustawione na wysokich drabinach rzeźby świętych syczą na wchodzących: cisza! Pss! Cisza! Scena jest podzielona na sektory. Tu siedzi Mistrz, tam jego Czeladnik, powykręcana pokraka. Mieszka, jak chomik, w pudle stojącym w pracowni. Żona papla. Świat jest poukładany, schematyczny. Mistrz kopuluje z Żoną. Żona umrze przy porodzie, dziecko - Córka - przeżyje. Zacznie dobierać się do niej Czeladnik. Charczy co prawda, chrząka, krzywy jest, paskudny - ale Córka go nie odtrąca. Widownia ogląda ich mało ekscytujący seks. A potem Mistrz dostaje zlecenie na wyrzeźbienie ukrzyżowanego Chrystusa. Zatrudnia jako modela chłopaka z ulicy, posługacza portowego. I wali się uporządkowany świat. Niesamowita jest strona wizualna spektaklu. Scenografia jest ascetyczna, ale każdy element i każda postać nosi w sobie tyle treści, że wystarcza to do stworzenia niesamowitego nastroju: średniowiecza, dusznej, lecz fascynującej rzeźbiarskiej pracowni, równie dusznego domu Mistrza, przerażającego świata pokracznego Czeladnika, brukanego przezeń dziewczęcego światka Córki. Jest tu seks - i gwałt i miłość. Jest tu przemoc. Brutalnie pokazana jest śmierć przez ukrzyżowanie. Patrzenie na wbijanie gwoździ w dłonie i stopy aż boli. Ukrzyżowany aktor, unoszony na wysokość 15 metrów, ryzykuje skręcenie karku. Ale warto, warto. Bo opowieść, nie dość, że wysmakowana, to poruszająca. Nikt tu nie stawia pytania "jak daleko można się posunąć, by stworzyć prawdziwe dzieło sztuki", bo wiadomo z góry, do czego nie wolno się posunąć. Bo od samego początku jesteśmy epatowani pięknem pomieszanym z paskudztwem, czułości z okrucieństwem, dobra - choć nie w czystej postaci - i zła, też nie w czystej. Kiedy pod koniec spektaklu jedno próbuje stać się drugim, trudno mieć wątpliwości. To, co oglądamy jest po prostu zapisem zbrodni, której dokonuje Mistrz na życiu modela, swojej córki, czeladnika, i - przecież - swoim własnym. No, ale cóż. Pozostał jednak po tym wszystkim przepiękny ukrzyżowany Jezus. Który podobno nadal wisi w jednym z gdańskich kościołów. I ten spektakl. Więc może jednak było... Nie. Nie wolno tak myśleć. Nie mogło być warto. Obsada Teresa Lipinski - Św. Julianna Karolina Kominek - Córka Ewa Worytkiewicz - Matka Tomasz Międzik - Ojciec Maciej Nerkowski - Św. Sebastian Krzysztof Piątkowski - Jur Sławomir Rokita - Św. Dionizy Tomasz Wysocki - Czeladnik Zespół scenariusz, reżyseria i scenografia - Agata Duda-Gracz muzyka - Jakub Ostaszewski ruch sceniczny - Kamila Jankowska, Witold Jurewicz reżyseria światła - Katarzyna Łuszczyk asystent reżysera - Katarzyna Brewińska inspicjent - Iwona Cieślik