Książka w czwartek ukaże się w księgarniach nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Marcinkiewicz jest obecnie dyrektorem w EBOiR w Londynie. Proszony o ocenę kampanii widzianą z perspektywy Londynu mówi, że dotychczas pokazała ona, iż PiS jest partią dużo lepiej zorganizowaną i zaangażowaną. - Codziennie idzie z szeregów PiS jasny przekaz do społeczeństwa - stwierdził. Natomiast PO - w jego opinii - "przespała dobre dwa miesiące" i ma pod bokiem groźną konkurencję w postaci LiD i b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. - Dla Donalda Tuska te przyspieszone wybory, to ostatnia szansa na zwycięstwo Platformy, a później ewentualnie w wyborach prezydenckich. Jeśli teraz nie wygra, to już nigdy nie wygra. (...) Tusk jest dobrym i ambitnym politykiem, ale nie wiem, czy jest liderem, a Polska potrzebuje lidera - podkreśla Marcinkiewicz w postscriptum do wywiadu. B. premier mówi w książce m.in. o przeszkodach w powstaniu koalicji PO-PiS, analizuje styl uprawiania polityki przez Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska oraz odsłania kulisy powstania koalicji PiS-Samoobrona-LPR, kierowania rządem oraz odejścia z funkcji premiera. Zdradza, że miał propozycje powrotu do bezpośredniej polityki. - PO proponowała mi pierwsze miejsce w Warszawie, a PiS dało możliwość wyboru jedynki w Łodzi lub Poznaniu. Była też, choć skierowana przez pośredników, oferta startu z listy PSL-u - ujawnia. Marcinkiewicz odmówił. Jak tłumaczy, "musiałby opowiedzieć się po jednej ze stron, uczestniczyć w podchodach, zajmować stanowiska w różnych nie najmądrzejszych kłótniach". B. premier cały czas uważa, że koalicja PO-PiS to najlepszy wariant rządów w Polsce. - Po pierwsze, bo byłaby to duża, stabilna większość parlamentarna. Po drugie, bo programy obu partii doskonale się uzupełniają. Po trzecie, bo świat polityczny jest w Polsce tak słaby, że tylko zespolenie tych partii da naprawdę dobrą jakość - wylicza Marcinkiewicz. Ubolewa, że obie partie "prowadzą w tej chwili wyniszczającą wojnę". - Największy polski strateg polityczny, czyli Jarosław Kaczyński, narzucił sposób uprawiania polityki. A Donald Tusk go przyjął - stwierdził. Marcinkiewicz z uznaniem podkreślił, że premier dzięki swej polityce ma kilkudziesięcioprocentowe poparcie PiS-u w sondażach, ale - jak zaznaczył - osiągnął to m.in. "poprzez ataki, wyolbrzymianie różnic, straszenie". Z drugiej strony chwali J. Kaczyńskiego za "dobrą politykę walki z korupcją, oczyszczania państwa". - Tusk to przyjął, podporządkował się i próbuje zjednoczyć elektorat, który boi się metod Kaczyńskiego - konstatuje b. premier. Marcinkiewicz podkreślił, że nie zamierza wstępować do PO. - Wszyscy wiedzą, że potrafię rozmawiać z przyjaciółmi zarówno z PiS-u, jak i z PO. Z przyjemnością się z nimi spotykam, rozmawiam przez telefon. (...) Podkreślam w każdej z tych rozmów, że nie zamierzam nigdzie wstępować - stwierdził. Odnosząc się do najświeższych wydarzeń politycznych Marcinkiewicz ocenił, że decyzja o odejściu z polityki Jana Rokity, pokazała klasę i wielki styl tego polityka. - Rokita walczył od dawna w PO, twardo i honorowo. Pewnie i tak by tej potyczki nie wygrał - uznał. O decyzji Nelly Rokity zostania doradcą prezydenta ds. kobiet: "Nie wyobrażam sobie, żeby moja żona postąpiła w taki sposób". O starcie Leszka Millera do Sejmu z list Samooobrony: "Jest po prostu byłym sekretarzem komitetu partii komunistycznej, gotowym pójść do władzy nawet z tak skompromitowanym teraz Andrzejem Lepperem". Odsłaniając kulisy sprawowania funkcji premiera rządu Marcinkiewicz podkreślił, że nie miał "żadnego fundamentalnego sporu" z J. Kaczyńskim. Przyznał, że z prezydentem Lechem Kaczyńskim były "różnice zdań" w kwestii wymiany ambasadorów, nominacji w wojsku. - Powstawały zatory, których ja bardzo nie lubię. (...) W państwie trzeba podejmować bardzo szybkie decyzje i państwo nie ma czasu na zwłokę - opisuje relacje z prezydentem Marcinkiewicz. B. premier uważa, że pomysłodawcą wymiany premiera na osobę J. Kaczyńskiego byli prezydent i Przemysław Gosiewski. "Uzgodniono cały plan działania bez niego (J. Kaczyńskiego - przyp. red.) i chyba poza nim" - stwierdził. - Do Kancelarii miał przyjść na kolejnego wicepremiera Przemysław Gosiewski, żeby Jarosław Kaczyński nadal zajmował się partią i tylko najważniejszymi sprawami w państwie. Prezydent miał zastąpić premiera w wielu kwestiach dotyczących spraw zagranicznych, a Gosiewski - zarządzać państwem i Kancelarią w taki sposób, żeby Jarosław Kaczyński miał możliwość podołania tym wszystkim obowiązkom przy swoim niezbyt dobrym zdrowiu - opisuje Marcinkiewicz. Zdaniem b. premiera dopiero historia z dymisją minister finansów Zyty Gilowskiej spowodowała, że Jarosław Kaczyński podjął decyzję o jego dymisji. Przyczyniły się do tego - według b. premiera - intrygi "przyjaciół" w PiS-ie, że rzekomo Marcinkiewicz chce wraz z grupą około 60 posłów odejść z partii i utworzyć z PO nowy rząd. - To się potwierdziło w ostatecznym momencie, kiedy Jarosław Kaczyński wezwał mnie na komitet polityczny partii. Powiedział mi, że domaga się mojej dymisji, uważa, ze trzeba przyspieszyć działania rządu, że to jest zła sytuacja, w której jest dobry premier i zły prezes, że on nie może nie brać pełnej odpowiedzialności za rządzenie, a brać cały czas za rządzenie cięgi - relacjonuje Marcinkiewicz. B. premier przyznał, że zaskoczeniem był dla niego fakt, że w jego obronie wystąpili tylko dwaj politycy - Jerzy Polaczek i Kazimierz Ujazdowski. - W nocy rozmawiałem z bardzo wieloma osobami i podjąłem decyzję, że rzeczywiście odchodzę bez bójek i wewnętrznych sporów. Rano pojechałem do prezesa (J.Kaczyńskiego - przyp. red.). Jak powiedziałem o swojej decyzji, prezes od razu się rozluźnił i rozmowa już była w zupełnie innej tonacji - opowiada Marcinkiewicz. Ujawniając splot wydarzeń, które doprowadziły do odwołania go z funkcji szefa rządu, b. premier mówi też o roli jaką odegrał w tym Donald Tusk. - Podgrzał konflikt w PiS. Na spotkanie ze mną przyprowadził media - wspomina. - Gdybym się nie spotkał z Tuskiem, też bym został odwołany. Szukałem jakiejś szansy. Chwytałem się brzytwy, a brzytwą okazał się Tusk - mówi Marcinkiewicz. Tuż przed odwołaniem ówczesny premier spotkał się z liderem PO. Tusk proponował mu bliską współpracę. - Piliśmy wino, on mówił, że Kaczyńscy mnie zniszczą, bo niszczą wszystkich, takich ludzi jak ja, i że z nimi się współpracować nie da. Pytał: Co ty z nimi robisz? Jesteś porządny facet - opowiada Marcinkiewicz. Ale od razu dodaje: "Całe spotkanie było w złej wierze. Po to przyprowadził media i po to opowiadał potem o tym, co mówiłem". Marcinkiewicz był premierem od 31 października 2005 do 14 lipca 2006. Od lipca 2006 do grudnia 2006 pełnił obowiązki prezydenta Warszawy (bezskutecznie walczył o fotel prezydenta w stolicy w wyborach samorządowych 2006 roku). Od 1 marca 2007 jest dyrektorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. Marcinkiewicz zapowiedział, że w czasie kampanii wyborczej jego wizerunek pojawi się na ulotkach różnych kandydatów, w tym Jarosława Gowina - lidera krakowskiej listy PO.