Jeden z przepisów, które rząd próbował przepchnąć korzystając z tego, że w Sejmie pustki związane z wakacjami, dotyczy dostępu do informacji publicznej. Miał wdrożyć unijną dyrektywę dotyczącą tzw. wtórnego wykorzystania informacji, zgodnie z którą urzędowe dokumenty, instrukcje i analizy związane z przekształceniami własnościowymi i negocjacjami międzynarodowymi stałyby się de facto tajne. Gdyby przepis wszedł w życie, nie mielibyśmy prawa wiedzieć np. jakie stanowisko polski rząd planuje zająć w negocjacjach unijnego budżetu, umów międzynarodowych czy sprawach toczących się przed Trybunałem w Strasburgu. Ujawnienie ich następowałoby dopiero po "zakończeniu negocjacji".