10 stycznia ok. południa w Sanoku (woj. podkarpackie) podejrzewany o dokonane dzień wcześniej zabójstwa Andrzej B. ostrzelał nieoznakowany radiowóz z policjantami obserwującymi jego mieszkanie. Na miejsce przybyli antyterroryści, którzy w nocy weszli do mieszkania. Znaleźli tam zwłoki B. i jego partnerki Kamili M. Strzały w Sanoku: Wszystkie szczegóły. Zobacz! Oboje mieli rany postrzałowe głowy. Wstępne ustalenia wskazują, że popełnili samobójstwo w momencie wejścia policjantów lub tuż przedtem. Wątpliwości posłów Wątpliwości posłów dotyczyły m.in. obserwacji mieszkania. Dowodzący operacją w Sanoku pierwszy zastępca komendanta podkarpackiej policji insp. Kazimierz Mruk poinformował bowiem, że 9 stycznia przed godz. 22 policjanci zapukali do drzwi Andrzeja B., wytypowanego wcześniej jako jeden z potencjalnych sprawców, ale ponieważ nikt nie otworzył, nie weszli do środka. Akcję z udziałem jednostki antyterrorystycznej z Rzeszowa zaplanowano na następny dzień około południa. Przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO) pytał, jak mimo obserwacji budynku Andrzej B. dostał się do mieszkania. Dlaczego mieszkanie nie było obserwowane bez przerwy? Również Krystyna Łybacka (SLD), podkreślała, że nie rozumie, dlaczego mieszkanie nie było obserwowane bez przerwy od momentu, kiedy ustalono, że Andrzej B. miał broń. Mruk odpowiadał, że nie wie, kiedy na miejscu pojawili się obserwatorzy. "Zanim policjanci objęli obserwacją to pomieszczenie, było dwie, trzy godziny czasu, kiedy on mógł wejść do mieszkania. Być może, że on już był w mieszkaniu, kiedy pukano do drzwi" - mówił Mruk. Działania policji do momentu pojawienia się w Sanoku antyterrorystów krytykował Tomasz Kaczmarek (PiS). Mówił, że obserwację mieszkania mogli prowadzić funkcjonariusze operacyjni z Rzeszowa, a nie kryminalni z Sanoka. Zarzut braku profesjonalizmu Zarzucał policjantom brak profesjonalizmu i decyzyjności. Natomiast Jerzy Polaczek (PiS) krytykował użycie starego daewoo, o którym - jak mówił - wszyscy w małym mieście wiedzą, że należy do policji. Zastępca komendanta głównego nadinsp. Andrzej Rokita odpowiadał, że bardzo by chciał dysponować w komendach powiatowych więcej niż dwoma nieoznakowanymi radiowozami. Dodawał, że nie ma sił i środków, które pozwalają na użycie techniki operacyjnej i oddziału antyterrorystów w każdej sprawie podobnej do sanockiej. Tadeusz Woźniak (SP), którego klub wnioskował, by posłowie zajęli się wydarzeniami w Sanoku, pytał, czy MSW podejmowało jakiekolwiek działania, by policjanci mieli możliwość oddania tzw. strzału ratunkowego w kierunku przestępcy tak, by uratować ofiarę. Wiceszef MSW Michał Deskur odpowiadał, że w środę rząd przyjął projekt ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej i wtedy będzie dobry moment do dyskusji o tzw. strzale ratunkowym. Rządowy projekt takiego rozwiązani nie przewiduje. - MSW i KGP uważają, że nie należy wprowadzać do przepisów strzału ratunkowego - powiedział Deskur. "To nie jest tak, że wszystko było wiadomo" - To nie jest tak, że wszystko było wiadomo. To, co dzisiaj wiemy, gdybyśmy wtedy wiedzieli, to by wyglądało też inaczej - mówił insp. Mruk. Podkreślał, że jako dowódca operacji nie mógł pozwolić, by w ciemno wchodzić do mieszkania, gdy dowiedział się, że Andrzej B. ma nie tylko pistolet, ale i sztucer - broń bardziej niebezpieczną dla interweniujących antyterrorystów. Bezpośrednio po wydarzeniach w Sanoku śledztwo, dotyczące także postępowania policji, wszczęła podkarpacka prokuratura. Poseł Kaczmarek powiedział w czwartek, że w tym tygodniu złożył do prokuratora generalnego zawiadomienie ws. przekroczenia uprawnień i niedopełniania obowiązków przez policjantów nadzorujących akcję w Sanoku, w tym komendanta głównego i komendanta wojewódzkiego w Rzeszowie. Przedstawili szczegóły akcji w Sanoku Mruk i dyrektor Biuro Operacji Antyterrorystycznych KGP insp. Michał Stępiński przedstawili szczegóły akcji w Sanoku. Powiedział m.in., że policjanci zakładali, iż działania w Sanoku mogą potrwać kilka dni. Dlatego w mieście było ponad 70 szturmanów z jednostek antyterrorystycznych, nie licząc innych funkcjonariuszy. Pytany o czas samobójstwa pary znalezionej w mieszkaniu, Mruk powiedział, że wstępnie ustalono, że nastąpiło to albo z chwilą wejścia antyterrorystów albo tuż przed. Policjanci, którzy byli na klatce schodowej, piętro wyżej i na tym poziomie w sąsiedniej klatce, nie słyszeli strzałów. W mieszkaniu znaleziono tłumik, ale nie był on zakręcony na lufie pistoletu.