Banaś wystąpił o odwołanie wiceprezesa NIK do marszałek Sejmu; skierował też do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez Dziubę przestępstwa polegającego na niedopełnieniu obowiązków. Według niego wiceprezes Dziuba miał w lipcu blokować prace NIK, odmawiając głosowania na posiedzeniu kolegium ws. zastrzeżenia resortu sprawiedliwości do wystąpienia po kontroli dotyczącej Funduszu Sprawiedliwości. "Całkowicie niedopuszczalne zachowanie" Podczas posiedzenia Banaś podtrzymywał te zarzuty, przekonując, że Dziuba celowo paraliżował przyjęcie raportu NIK nie biorąc udziału w głosowaniu, uczestnicząc jednocześnie w posiedzeniu. Mówił, że Dziuba tłumacząc się obszernością materiału, próbował zerwać kworum na posiedzeniu kolegium. Według szefa NIK zachowanie Dziuby było "nie do przyjęcia". Podkreślał, że aby głosowanie na kolegium było ważne, powinno w nim uczestniczyć co najmniej połowa ustawowej liczby członków, czyli dziesięć osób. Tymczasem - jak relacjonował - początkowo było ich wówczas osiem, bo jeszcze dwóch innych członków kolegium początkowo nie głosowało. Według Banasia zagłosowały one dopiero po upomnieniu i zarządzeniu trzeciego głosowania. Według Banasia zachowanie Dziuby było "całkowicie niedopuszczalne i godzące w powagę konstytucyjnego organu jakim jest NIK". - Nie było to pierwsze tego typu zachowanie wiceprezesa - podkreślał szef NIK. Banaś argumentował, że podstawowym obowiązkiem członków kolegium NIK jest udział w posiedzeniu i głosowaniu nad uchwałami. Przekonywał, że nie ma możliwości prawnych, by mogli oni nie brać udziału w głosowaniu przy jednoczesnej obecności na posiedzeniu, mogą natomiast np. zgłaszać do protokołu zdanie odrębne. Mówił, że takie działania jak Dziuby skutkują niemożnością realizowania zadań przez NIK przez całkowity paraliż jej działania. "Nie gwarantuje niezależności" Podkreślił, że o dotychczasowych zastrzeżeniach powiadomił premiera, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego i szefa CBA Mariusza Kamińskiego, a następnie też zawiadomił prokuraturę. Mówił, że wskutek innego, wcześniejszego zawiadomienia, w sierpniu prokuratura wszczęła śledztwo ws. możliwego bezprawnego wpływania i wywierania nacisków przez Dziubę na kontrolerów NIK i nieuprawnione korygowania informacji o wynikach kontroli w przypadku czterech różnych kontroli NIK. Ocenił, że Dziuba jako wiceszef NIK "nie gwarantuje zachowania niezależności i obiektywizmu wymaganego na tym stanowisku", a fakt wszczęcia wobec niego śledztwa - dyskwalifikuje go z pełnienia tego stanowiska. "Absurdalne zarzuty" Dziuba odpierał zarzuty. Twierdził, że zarzuty Banasia są "absurdalne i mają na celu zatuszowanie tego, co dzieje się wewnątrz NIK". Według niego kolegium NIK nie miało wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z dokumentami. Mówił, że gdy komisja regulaminowa zajmowała się immunitetem szefa NIK "Banaś za pośrednictwem pełnomocnika płakał, że miał 11 dni na zapoznanie się z 57 stronami wniosku prokuratury". - My mieliśmy 570 stron i 7 dni - mówił. Ocenił, że to była sytuacja kryzysowa; podkreślał, że nie chciał głosować w sprawie, której nie rozpoznał. Mówił, że podstawa jego wniosku była "całkowicie racjonalna"; przekonywał, że nie ma przepisu, który zobowiązuje członka kolegium do głosowania, bo jest niezawisły i nie można wywierać na niego presji w jakiejkolwiek sprawie. Według Dziuby także twierdzenie, jakoby miał paraliżować prace NIK, jest niesłuszny. Wiceszef NIK powołując się na analizę Biura Analiz Sejmowych, że kworum liczy się od aktualnej liczby członków kolegium a nie ustawowej twierdził, że zastosowana przez Banasia interpretacja przepisów nie była prawidłowa. Dziuba mówił, że Banaś "miotając na lewo i prawo oskarżenia pan prezes kamufluje to, co dzieje się NIK", a - jak twierdził - "dzieją się tam rzeczy niezgodne z prawem". Mówił o zatrudnianiu dyrektorów w NIK na zasadach pozaustawowych - jako pełniących obowiązki - co jego zdaniem negatywnie rzutuje na sytuację pracowników i czyni ich podatnymi na wywieranie na nich presji. - Ten mechanizm jest wykorzystywany - twierdził. Banaś odpowiadając Dziubie podkreślał, że w przypadku wniosku w sprawie jego immunitetu mowa była o tomach akt, a nie o stronach. "Próba pozbycia się z NIK niewygodnej osoby" Wojciech Saługa (KO) mówił, że sytuacja w NIK pokazuje, do czego rządy PiS doprowadziły, jeśli chodzi o funkcjonowanie tej instytucji. Wskazywał na kryzys, do jakiego prowadzi konflikt między szefem i wiceszefem NIK oraz niepowołanie nowych członków kolegium. Michał Szczerba (KO) mówił, że Dziuba próbował zastosować w NIK mechanizm "zamrażarki", by zablokować kontrolę działań władzy. Piotr Sak (PiS) przekonywał, że wniosek został rozbudowany, ale i tak brak w nim merytorycznych argumentów. Ostateczna sprawą do rozstrzygnięcia - mówił - jest taka, czy Dziuba mógł nie głosować czy też nie. Twierdził, że nie ma takiego przepisu, który może go do tego zmusić. Ocenił, że działanie Banasia to "próba pozbycia się z NIK niewygodnej osoby". Wojciech Szarama (PiS) ocenił, że wniosek Banasia jest nieuprawniony, bo "głosować na kolegium NIK każdy może jak chce". Podkreślił, że jeśli chodzi o kwestię kworum w obecnej sytuacji, to sprawę może rozstrzygnąć TK, bo - jak mówił - to pytanie do ustawodawcy. "Żadna strona nie wygra" Przemysław Koperski (Lewica) mówił o wojnie w obozie prawicy; przekonywał, że jeśli chodzi o sytuację w NIK "jak pod Sommą - żadna strona nie wygra, obie będą się wykrwawiać". Podkreślał, że ofiarami tego konfliktu są Polacy. Barbara Komar, pełniąca w NIK obowiązki dyrektora Departamentu Prawnego i Orzecznictwa Kontrolnego, twierdziła, że argumentacja Dziuby jest niespójna z jego zachowaniem na posiedzeniu. Skoro nie groziło zerwaniem kworum - pytała - czemu się nie wstrzymał od głosu? Pytała też, czy posłowie uznaliby takie głosowanie, jakie się pierwotnie odbyło, za zgodne z prawem. Dziuby broniła natomiast wiceprezes NIK Małgorzata Motylow; przekonywała, że nie sparaliżował on prac NIK, bo na posiedzeniu głosował w sześciu sprawach, a odmówił głosowania tylko w jednej, jej zdaniem z uzasadnionych powodów.