Uchwalenie budżetu przez Sejm oznacza, że trafi on teraz pod obrady Senatu. Jeśli senatorowie, którzy zbierają się na początku przyszłego tygodnia, wniosą poprawki, ustawa wróci do Sejmu. Tymczasem coraz bliższy jest ostateczny termin złożenia ustawy budżetowej do podpisu prezydenta. Niedawno pojawiły się odmienne interpretacje prawne dotyczące tego, kiedy ten termin mija. Zdaniem mającego najwięcej do powiedzenia w całej sprawie prezydenta Lecha Kaczyńskiego parlament powinien zakończyć całą procedurę do 30 stycznia. Jeśli tak się nie stanie, prezydent będzie mógł rozwiązać parlament. Zobacz naszą galerię: Budżetowe zawirowania Tuż przed nocnym głosowaniem stanowczy i poddenerwowany premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział, że rząd podejmie pilne starania, aby podczas prac nad budżetem w Senacie, "odwrócić" niekorzystne jego zdaniem zmiany w budżecie, wprowadzone w Sejmie. Premier ocenił, że przyjęte przez Sejm poprawki "bardzo niekorzystnie zmieniają" projekt budżetu. Maraton głosowań Zanim posłowie o północy uchwalili budżet w całości, przez ponad 8 godzin rozpatrywali 220 poprawek do budżetu, odrzucając większość z nich. Część poprawek została wycofana, m.in kilka wniosków PSL i LPR, a części nie poddano pod głosowanie z powodu wad prawnych. Sejm przyjął m.in. rządową poprawkę, wskazującą źródła sfinansowania 1,3 mld zł na wypłatę tzw. becikowego. Mimo negatywnej opinii rządu i Komisji Finansów, poparcie uzyskała też większość poprawek Samoobrony, m.in. wnioski obniżające o ponad 11 mln zł wydatki Kancelarii Prezydenta i o 15 mln zł Kancelarii Premiera. Sejm odrzucił natomiast wszystkie te poprawki Platformy Obywatelskiej, których celem było zmniejszenie deficytu budżetowego, poprzez cięcia w administracji, m.in. w Kancelarii Prezydenta, Kancelarii Premiera i w urzędach centralnych. Poprawki PO miały dać w sumie 3 mld zł oszczędności, a od ich przyjęcia PO uzależniała poparcie dla budżetu. Głosowanie budżetowe w Sejmie rozpoczęło się wczoraj o godzinie 16., a zakończyło krótko po północy. Samoobrona wezwała Balcerowicza Zaraz po rozpoczęciu głosowań doszło do pierwszych spięć. Samoobrona wniosła o przerwę w obradach i zwołanie Konwentu Seniorów, kiedy okazało się, że nie zostanie poddana pod głosowanie poprawka dotycząca dopłat do paliw rolniczych. Marszałek Marek Jurek zarządził ponad półgodzinną przerwę, po której wznowiono głosowania. Po przerwie marszałek poinformował, że zgodnie z wnioskiem Samoobrony zaprosił prezesa NBP Leszka Balcerowicza na obrady Sejmu. - Prezes NBP jest jedną z osób uprawnionych do udziału w debacie budżetowej, w praktyce to zobowiązanie - powiedział. O godzinie 20. Balcerowicz dotarł do Sejmu, a marszałek zarządził przerwę, podczas której posłowie w czasie posiedzenia Konwentu Seniorów mogli zadawać pytania prezesowi banku w sprawie zysku NBP. - Zysk Narodowego Banku Polskiego nie podlega politycznym negocjacjom i jest określony przez czynniki, które zaistniały w 2005 roku - powiedział Balcerowicz, po spotkaniu z Konwentem Seniorów. - NBP nie dopuści do drukowania pustych pieniędzy - podkreślił. Dodał, że nie przyjechał do Sejmu negocjować, tylko wyjaśnić kwestię zysku Banku. PiS miało podstawy do optymizmu Przed głosowaniem PiS ogłosiło, że porozumiało się w sprawie budżetu z Samoobroną, LPR i PiS. Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski był pewien, że rozmowy z tymi partiami "pozwalają patrzeć optymistycznie na kwestię przyjęcia budżetu". - To będzie próba odpowiedzialności wszystkich partii, które są w tej chwili w opozycji. Jeśli budżet zostanie zdemolowany, to będzie to świadectwo całkowitej nieodpowiedzialności - oceniał z kolei w rozmowie z INTERIA.PL szef PiS, Jarosław Kaczyński. Jak się później okazało, optymizm PiS-u, graniczący z pewnością, że budżet będzie uchwalony, nie był bezpodstawny.