Izabela Jaruga-Nowacka (SLD), właścicielka grzywaczy, powiedziała dziennikarzom, że przyprowadziła swoje pupilki, by mogły się zintegrować z psami innych polityków - "bez względu na płeć". Polityków - jak wyjaśniali - do przyprowadzenia do Sejmu psów zainspirowało zachowanie marszałka Ludwika Dorna, który w zeszłym tygodniu przyszedł do Sejmu ze swoim czworonogiem - sznaucerem Sabą. - Gdy wróciłam do domu i moje psy, dowiedziały się, że pan marszałek Dorn swojego psa zabiera do pracy powiedziały mi tak: "tyle lat jesteś w Sejmie i ani razu nas ze sobą nie zabrałaś". Więc postanowiliśmy to naprawić - żartowała w rozmowie z dziennikarzami Jaruga-Nowacka. Posłanka przekonywała, że psy są grzeczne, chociaż - jak dodała - chyba trochę zdziwione kamerami i fleszami aparatów. Pytana, czy posłowie nie mieli problemu, by wejść do Sejmu z psami odparła, że funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej zapytali tylko o legitymacje poselskie i - udając, że nie widzą czworonogów - wszystkich wpuścili. Posłanka PO Jolanta Hibner przyprowadziła do Sejmu jamnika szorstkowłosego. - Jeśli jakieś pieski są uprzywilejowane i mogą przebywać w Sejmie, to nie widzę powodów, żeby mój piesek miał być dyskryminowany - powiedziała. - Psy są towarzyskie i mogą zawierać przyjaźnie ponadpartyjne, bez żadnych uprzedzeń. To może być szansa na większy dialog w Sejmie, jeśli nie ludzi, to przynajmniej psów - powiedziała, śmiejąc się, posłanka Platformy