W rządowym przedłożeniu ustawy budżetowej założono, że dochody wyniosą 154,9 mld zł, wydatki 193,6 mld zł, a deficyt 38,7 mld zł. Dochody wzrosły, dzięki przesunięciu 153,9 mln zł ze środków specjalnych resortów do dochodów budżetu oraz zwiększeniu dochodów Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych o 940 tys. zł. Budżet trafi teraz do Senatu, który ma 20 dni na jego rozpatrzenie i ewentualne zgłoszenie poprawek. Jeżeli senatorowie zgłoszą poprawki ustawa wróci do Sejmu. Jeżeli nie, budżet trafi do prezydenta, który będzie miał na jego podpisanie 7 dni. Koalicji SLD-Unia Pracy i PSL bardzo spieszno, by po raz pierwszy w historii III Rzeczpospolitej uchwalić budżet jeszcze przed końcem roku. Opozycji ten pośpiech bardzo się nie podoba. Nie ulega wątpliwości że ustawę budżetową uratował Narodowy Bank Polski, który o ponad miliard zwiększy wpływy budżetowe. Inne źródło zasilenia przyszłorocznego budżetu to zyski z ceł i akcyzy na alkohol. Skąd wziąć brakujący 1 113 600 000 zł? - jeszcze kilka dni temu zastanawiał się minister finansów. Część tej sumy niknęła z budżetu po decyzji podjętej w środę przez Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie Trybunału orzekli w środę, że proponowana przez ministra Kołodkę ustawa o abolicji podatkowej i deklaracjach majątkowych jest niezgodna z Konstytucją. Oznacza to zmniejszenie wpływów do budżetu o 600 milionów zł. Niezmieszany minister finansów szybko przedstawił jednak "Plan awaryjny" - i to paradoksalnie przy pomocy swego największego przeciwnika - prezesa Narodowego Banku Polskiego Leszka Balcerowicza, który zgodził się na pokrycie gigantycznych, ponad miliardowych strat w budżecie zyskami banku centralnego. Pieniędzy, których zabraknie w budżecie na przyszły rok, minister finansów szuka m.in. we wpływach z ceł (60 mln zł.) i z akcyzy na alkohol (83 mln zł.) oraz w zmniejszeniu (o 43,4 mln) kosztów obsługi długu. I na te propozycje zgodzili się posłowie. Głosujący nad budżetem posłowie zdecydowali natomiast, że Warszawa nie otrzyma dodatkowych stu milionów złotych na budowę metra. - To zemsta na warszawiakach, skutek złości z wyników wyborów samorządowych w stolicy i bezczelna decyzja - tak to głosowanie skomentował prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Do ustawy zgłoszono aż 150 poprawek. Jak zwykle w przypadku głosowania nad budżetem do ostatniej chwili trwał spór o wydatki. Tym razem ważyły się losy składki na ubezpieczenia zdrowotne, a także losy nowego systemu świadczeń rodzinnych. Ekonomiści zgodnie oceniają, że w budżecie zbyt wiele pieniędzy przeznaczonych jest na cele socjalne, a zbyt mało na rozwój gospodarki. Zdaniem dyżurnego krytyka budżetu - Zyty Gilowskiej z Platformy Obywatelskiej budżet ten utrwala wszystkie złe cechy polskich finansów publicznych; te cechy, które do kryzysu w finansach publicznych doprowadziły. To, ile racji, a ile uprzedzeń zawiera się w opiniach krytyków na temat budżetu Kołodki, odczujemy na własnej skórze już w przyszłym roku. Dorn: premier jak "osiołek Porfirion" Mam wrażenie, że w ławach rządowych siedzi nie premier, ale osiołek Porfirion - tak Ludwik Dorn (PiS) zwrócił się wczoraj w Sejmie do szefa rządu Leszka Millera na zakończenie głosowań nad ustawą budżetową na 2003 rok. Przed głosowaniem nad całością ustawy budżetowej Dorn pytał dlaczego premier Miller nie wypowiadał się na sali obrad na temat budżetu. - Otóż, panie premierze, ja zwracam się z bardzo prostym pytaniem, dlaczego Wysoka Izba nie usłyszała pańskiego głosu podczas debaty budżetowej, najważniejszej, choć rutynowej debaty - pytał Dorn. - Bo to było tak, dokładnie, jak w teatrze "Zielona Gęś" Gałczyńskiego, że posłowie wołali: "premierze, premierze", a premier posłom nie odpowiadał - mówił poseł PiS. - Otóż nam ten premier nie odpowiada, ale może, by zabrał głos, by nie było takiej sytuacji, że mamy do czynienia nie z Sejmem RP, ale z teatrzykiem "Zielona Gęś" - dodał. - I mam wrażenie, że w ławach rządowych siedzi nie premier, ale "osiołek Porfirion" - żartował Dorn. Poseł PiS mówił, że w czasie wyjaśniania poprawek do ustawy budżetowej nie zabierał głosu również wicepremier, minister finansów Grzegorz Kołodko. - Słyszeliśmy wyjaśnienia, składane w imieniu rządu przez panią minister Wasilewską-Trenkner, było nie było, ostatniego ministra finansów w rządzie Jerzego Buzka - powiedział. Marszałek Sejmu Marek Borowski, zwracając się do Dorna, stwierdził, że poseł PiS jest znany, jako "facecjonista i jest późna pora, więc chciał sobie pożartować". - No, ale już wystarczy - dodał Borowski. Posłowie z prawicy sali okrzykami: "premierze" próbowali wywołać Millera na mównicę. Szef rządu nie przemówił jednak do posłów. Później premier w wypowiedzi dla dziennikarzy odniósł się do przebiegu głosowania. - Chciałem zwrócić uwagę, że prowadzenie obrad było sprawne, choć muszę się podzielić z panem marszałkiem Borowskim spostrzeżeniem, że część posłów z trzeciego czytania próbuje czynić debatę, co regulamin wyklucza - mówił premier. - Zatem, coś trzeba będzie z tym uczynić, bo tego rodzaju głosowania, gdzie jest ich bardzo dużo, wymagają wielkiej dyscypliny. Dziś było zupełnie dobrze, ale może być jeszcze lepiej - uważa Miller. Zawisza do posłów SLD: "mołczat' sobaki" Mołczat'' sobaki (milczeć psy) - w ten sposób Artur Zawisza (PiS) zwrócił się do posłów SLD, którzy przeszkadzali mu w wystąpieniu. Z kolei do Ryszarda Kalisza (SLD) powiedział: "panie pośle złość piękności szkodzi". Miało to miejsce wczoraj późnym wieczorem w Sejmie podczas głosowania nad poprawkami do projektu budżetu na 2003 rok. Zawisza zabierał głos w sprawie poprawki, która zakładała odebranie 5 mln zł dla repatriantów (ostatecznie Sejm poprawkę przyjął). Posłowie lewicy przeszkadzali Zawiszy w wystąpieniu. Zdenerwowany poseł PiS zwrócił się do nich: "mołczat'' sobaki". Katarzyna Maria Piekarska (SLD) zażądała, aby marszałek skierował sprawę tej wypowiedzi do Komisji Etyki Poselskiej. - Nie możemy sami siebie obrażać, bo to oznacza, że sami dla siebie nie mamy szacunku. Są jakieś granice dobrych obyczajów, granice swobody wypowiedzi - podkreśliła. Dodała też, że oczekuje przeprosin od Zawiszy. Prowadzący obrady marszałek Marek Borowski pytał Zawiszę, czy chce przeprosić za swoje słowa. - Sprawa jest niezwykłej wagi i proszę się nie dziwić wobec tego, że dyskusja przebiega w sposób żywy i żywiołowy - mówił Zawisza. - Ja oczywiście nie wypieram się słów, które przed chwilą wypowiedziałem. Jest mi przykro, nie wypieram się tego, że one padły. Jest mi przykro z powodu tej sytuacji, jaka tutaj miała miejsce - dodał Zawisza. - Jest mi przykro z powodu słów, które tutaj padły i chcę wszystkich do których zostały skierowane przeprosić. Co niniejszym czynię - powiedział Zawisza. Posłowie z lewej strony sali przerywali wypowiedź Zawiszy okrzykami i uderzeniami w pulpity. Kłopotek: budżet spięty, ale trzeszczy Wiceprezes PSL Eugeniusz Kłopotek powiedział dzisiaj w Szczecinie, że uchwalony budżet państwa na 2003 rok "jest spięty, ale trzeszczy". - Jest to sukces, że do końca listopada budżet został uchwalony. Zasadza się on na dobrych wskaźnikach makroekonomicznych, ale rodzi się pewna wątpliwość, czy premierowi Kołodce uda się tak, jak za pierwszym razem. Ostatnia wpadka przed Trybunałem Konstytucyjnym trochę tę wiarę w premiera Kołodkę naruszyła, również u koalicjantów - powiedział Kłopotek dziennikarzom. Jego zdaniem, problemem będzie uchwalenie ustawy budżetowej w na 2004 rok. - Wynika on z jednej strony z tej być może ogromnej składki do UE, a z drugiej z nadciągających okresów dużych zwrotów pożyczek od instytucji międzynarodowych, a po trzecie, chcąc coś uszczknąć z funduszy unijnych, trzeba będzie wykładać ekstra własną kasę. Przygotowanie projektu budżetu na 2004 rok, jeśli Unia nie zmięknie co do naszej składki członkowskiej, będzie graniczyło z niezwykłą karkołomnością - wyjaśnił. SKL-RNP: Budżet obrazem stanu państwa Budżet na 2003 r. jest obrazem stanu państwa, który po roku rządów Leszka Millera daleko odbiega nie tylko od obietnic wyborczych, ale i od oczekiwań społeczeństwa - ocenia SKL-RNP. Dzisiaj odbyła się konferencja SKL-RNP na temat "Budżet państwa na rok 2003. Nadzieje i zagrożenia", poświęcona ocenie ustawy budżetowej przyjętej w sobotę późnym wieczorem przez Sejm. "W ciągu roku swej działalności rząd unikając trudnych rozstrzygnięć, nie podjął żadnych skutecznych działań strukturalnych, modernizujących system finansów publicznych. W konsekwencji budżet jest ukierunkowany całkowicie doraźnie, a nie na rzecz długofalowego rozwoju, co przeczy wielu deklaracjom rządu" - napisano w podsumowaniu konferencji. - Nie jest to budżet przełomu. Nie zawiera elementów reformy finansów publicznych i niczego w polskiej gospodarce nie zmienia. Jest to raczej budżet stagnacji niż stabilizacji i reform - powiedział wiceprezes SKL-RNP, były minister gospodarki Janusz Steinhoff. W jego opinii, ustawa nie odpowiada też na wyzwania, związane z integracją Polski z Unią Europejską. Ponadto założony wzrost PKB na poziomie 3,5 proc. jest - zdaniem Steinhoffa - zbyt optymistyczny. W ocenie posła koła SKL Marka Zagórskiego, reformę finansów publicznych zastąpiono zwiększeniem obciążeń fiskalnych obywateli - podatków dla przedsiębiorców, składki na fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych oraz składki na ubezpieczenie zdrowotne. - Zabrano obywatelom z kieszeni kilka miliardów złotych - powiedział Zagórski.