Przed dzisiejszym głosowaniem nad poprawkami do nowelizacji ustawy o referendum posłowie LPR wyszli z sali sejmowej w proteście przeciw trybowi prac nad nowelizacją. Pod ich nieobecność, w ciągu 3,5-godzinnego głosowania, Sejm odrzucił wszystkie 311 poprawek do nowelizacji, z których 308 zgłosił poseł Ligi Bogdan Pęk. Posłowie LPR opuścili salę sejmową i nie wzięli udziału w głosowaniu nad własnymi poprawkami, ponieważ - jak tłumaczył wiceszef klubu Ligi Roman Giertych - marszałek Sejmu Marek Borowski nie wyjaśnił dlaczego, "dopuścił się złamania regulaminu Sejmu, wprowadzając pod obrady poprawki, które zostały przegłosowane na komisji ustawodawczej z naruszeniem regulaminu, a więc w sposób nielegalny". Borowski odpowiedział na ten zarzut, że "wszystko, co powiedział poseł Giertych, było nieprawdą". - W tej sprawie mieliśmy do czynienia z klasyczną obstrukcją. Ale słabo motywowaną - ocenił. LPR zapowiedziała, że zaskarży do Trybunału Konstytucyjnego nowelizację. Zarzuty Ligi dotyczą zarówno tego, że ustawy nie można zmieniać, gdy trwa już kalendarz referendalny, jak i prac nad nowelą. Komisja ustawodawcza, która rozpatrywała poprawki, zdecydowała, że do każdej z nich może zadać pytanie tylko jeden poseł i może ono trwać do 30 sekund. Taki sam limit czasowy Komisja wprowadziła także w stosunku do autorów poprawek, którzy prezentowali je podczas obrad Komisji. Przedstawiciele większości klubów, jak i marszałek Borowski nie podzielają opinii LPR. Po uchwaleniu nowelizacji Borowski powiedział dziennikarzom, że większość sejmowa nie pozwoliła się szantażować stosującej obstrukcję opozycji. - Większość - w tym przypadku ta większość proeuropejska - trzymała się zasad demokratycznych i regulaminowych. Natomiast nie pozwoliła się szantażować. Demokracja, która pozwoli się szantażować, która pozwoli sobie jeździć po głowie, po pewnym czasie przestaje satysfakcjonować obywateli, którzy ją odrzucają - podkreślił. Z nowelizacji cieszy się Marek Dyduch (SLD). - Cieszę się, że ustawa została przyjęta w takim kształcie, który daje gwarancję na to, że referendum będzie dobrze przeprowadzone, zgodnie z prawem, oraz że ze względu na logikę dwudniowego głosowania będzie można ujawnić frekwencję - powiedział Dyduch PAP. Zadowolony jest także Donald Tusk (PO), jednak bez satysfakcji. - Trudno mówić o satysfakcji po tak kompromitującym spektaklu grupki posłów, która usiłowała sparaliżować prace - zaznaczył Tusk. - Coraz częściej przychodzi nam się wstydzić, że prezentujemy ten sam zawód, co poseł Pęk, czyli zawód posła - ocenił. Zdaniem Kazimierza Marcinkiewicza (PiS), dobrze się stało, że nowelizacja została uchwalona, bo trudno było sobie wyobrazić dwudniowe referendum bez podawania informacji o frekwencji. Jednak, jak dodał, w sobotę w Sejmie posłowie "trochę marnowali czas na rzeczy, które nie do końca są dla Polski i Polaków najważniejsze". - Udało się też zwalczyć niezdrową destrukcję, niedobrą dla polskiego parlamentaryzmu - dodał. W opinii Eugeniusza Kłopotka (PSL) dobrze, że frekwencja będzie podawana, bo - jak powiedział - cały czas obawia się, że będzie ona poniżej 50 proc. i "nawet dwudniowe głosowanie nie pomoże". Kłopotek ocenił też, że LPR próbowała robić kolejną zadymę, a kiedy nie wyszło, to po prostu nas zostawiła z ich bzdurnymi poprawkami, a sama poszła do domu. W podobnym tonie wypowiedział się Krzysztof Filipek (Samoobrona): - Poseł Pęk dał wszystkim dużo pracy, a sam poszedł do domu. Natomiast Antoni Macierewicz (RKN) ocenił przyjęcie noweli jako "upokarzające doświadczenie dla Sejmu, dla praworządności i dla polskiego parlamentaryzmu". Zgodnie z nowelą komisje obwodowe po zakończeniu pierwszego dnia głosowania będą miały obowiązek podać informacje o liczbie wydanych kart do głosowania, kart niewykorzystanych oraz osób uprawnionych do głosowania. Nie będzie zakazu wykorzystywania tych danych i podawania ich do publicznej wiadomości przez media.