Szef MSWiA Jerzy Miller i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przedstawili posłom informację na temat wtorkowych wydarzeń w łódzkim biurze PiS, gdzie 62-latek śmiertelnie zastrzelił jednego z pracowników - Marka Rosiaka, a drugiego Pawła Kowalskiego ciężko ranił. Mężczyźnie postawiono zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Miller podkreślił, że zatrzymany po zabójstwie w łódzkim biurze PiS Ryszard C. zamierzał zabijać polityków już wcześniej, próbował kupić karabin. Jak dodał, Ryszard C. podczas swobodnej wypowiedzi w czasie przesłuchania oświadczył, że od ponad roku planował zabójstwo jednego z czołowych polityków. "Postanowił zdobyć karabin kałasznikow, kontaktował się ze światem przestępczym, karabinu nie zdobył" - mówił minister. Kwiatkowski zapewnił, że Ryszard C. zostanie osadzony w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie zostaną zastosowane wobec niego szczególne środki bezpieczeństwa, a w postępowaniu z osadzonym służba więzienna kierować się będzie w szczególności wskazaniami i zaleceniami medycznymi oraz psychologicznymi. Jak dodał minister, procedury zostały rozszerzone z uwagi na informacje o stanie psychicznym osadzonego przekazane przez policję. Premier w swoim wystąpieniu podkreślił, że ludzie oczekują od polityków spokoju, odpowiedzialności i zdolności do poważnej rozmowy, a nie "jazgotu, tak charakterystycznego dla debaty w ostatnich latach". W jego ocenie zmiana języka w debacie publicznej jest możliwa. Według Tuska obowiązkiem rządu, prokuratury, policji jest wyciągnięcie z tych wydarzeń wniosków na przyszłość. "Będziemy te działania podejmować zgodnie z możliwościami państwa polskiego, pamiętając jednocześnie, że bezpieczeństwo należy się każdemu człowiekowi i że nic nie zwalnia państwa polskiego z działań na rzecz bezpieczeństwa człowieka" - podkreślił. W ocenie premiera, obecnie należy odłożyć pokusę "kiczu pojednania". Jak dodał, nie chodzi o to, aby jeden czy drugi polityk wykonał jakieś pozorne gesty, ale byśmy weszli na drogę, która będzie długa, systematycznej i lepszej zmiany na lepsze. "Jeśli z powodu tej śmierci, agresji i nienawiści będzie więcej, to znaczy, że zabójca (...) będzie triumfował, bo będzie zabijał to, co dobre w każdym z nas" - dodał Tusk. "Jeśli potrafimy sobie wytłumaczyć, że nie chodzi o polityczne gesty, ale wejście na drogę systematycznej poprawy własnego języka, własnych intencji, wtedy ta śmierć nie będzie znakiem triumfu tego, co złe w każdym człowieku i tego, co się objawiło w tym morderstwie w sposób przygnębiający każdego Polaka" - mówił. Według premiera, jeśli potrafimy sobie wytłumaczyć, że nie chodzi o polityczne gesty, ale wejście na drogę systematycznej poprawy własnego języka, własnych intencji, "wtedy ta śmierć nie będzie znakiem triumfu tego, co złe w każdym człowieku i tego, co się objawiło w tym morderstwie w sposób przygnębiający każdego Polaka". Prezes PiS Jarosław Kaczyński, który zabrał głos w debacie nad informacją rządu ocenił, że wydarzenia w Łodzi "to kolejna tragedia", która wynika z kampanii, w ramach której atakowane jest m.in. Prawo i Sprawiedliwość. "Mamy w Polsce do czynienia z potężnym atakiem, nie na jakąś partię polityczną - oczywiście ten atak jest - ale jego sens jest dużo głębszy. To jest atak na wielką część społeczeństwa, to jest atak, na ludzi, którym się w gruncie rzeczy odmawia praw obywatelskich" - oświadczył. Jak ocenił Kaczyński, w Polsce "nie ma żadnej praworządności". Dowodem na to są - jego zdaniem - wydarzenia, do których doszło pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim, na które nie reagowali policjanci ani funkcjonariusze ABW. Przypomniał, że demonstracja upamiętniająca półrocze katastrofy smoleńskiej została określona przez część mediów i niektórych intelektualistów "jako faszystowska, 1933 rok, zagrożenie demokracji". Jak mówił, pojawiły się "żądania Trybunału Stanu, żądania nawet wyjścia poza metody demokratyczne". "Właśnie pan C. (Ryszard C., który zabił pracownika biura PiS) wyszedł poza metody demokratyczne, żeby tylko tym strasznym rzeczom zapobiec. A o co chodzi? O ten potworny lęk przed katastrofą smoleńską, która była gigantyczną kompromitacją III RP, niezależnie od tego, jakie były jej szczegóły" - powiedział prezes PiS. Prezes PiS, który w czwartek na godz. 11.30 był zaproszony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego - na spotkanie nie poszedł. Został w Sejmie, by wysłuchać rządowej informacji na temat wydarzeń W Łodzi. Do Pałacu Prezydenckiego udali się w w jego zastępstwie szef klubu Mariusz Błaszczak i wiceprezes Beata Szydło. Politycy PiS nie zostali jednak przyjęci przez prezydenta; spotkał się z nimi prezydencki minister Sławomir Nowak. "Prezydent Komorowski nie znalazł dla nas czasu" - mówił Błaszczak dziennikarzom. Nowak poinformował, że prezydent zaproponował Kaczyńskiemu nowe terminy spotkania - w czwartek o godz. 14.30, 15.30 lub 16.15. Prezes PiS wykluczył jednak spotkanie z prezydentem. Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) zaapelowała podczas sejmowej debaty do wszystkich polityków o zachowanie umiaru wobec tragicznego wydarzenia w Łodzi i niewciąganie tej tragedii do bieżącej dyskusji politycznej. Zdaniem Stanisława Żelichowskiego (PSL), jeśli politycy nie stonują nastrojów, "społeczeństwo przy następnych wyborach zrobi selekcję i rozwiąże problem". "Opamiętajcie się, nie nakręcajcie spirali nienawiści! Musimy ważyć słowa, musimy poszukiwać kompromisu i musimy szukać dialogu, bo przecież na tym polega istota demokracji" - apelował do polityków PO i PiS Grzegorz Napieralski (SLD). Podczas wystąpienia Napieralskiego salę obrad opuścili Kaczyński i inni posłowie PiS. W debacie posłowie PiS sugerowali, że zamach był skutkiem atmosfery nienawiści i agresji, pytali premiera, "czy zmieni styl uprawiania polityki", czy "przeprowadzi redukcję ze swojego grona osób, które sieją nienawiść" oraz czy podpisze się pod wnioskiem o odwołanie ze stanowiska wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego (PO).