Kuba Kaługa: Panie prezesie, kiedy ta sprawa się zaczęła? Kiedy dostał pan pierwszy telefon? Co to był za telefon? Ryszard Milewski: To było chyba 5 września. Zgłosił się człowiek, tak jak to było na nagraniu, to było połączenie przez sekretariat. Pani sekretarka wybiegła i mówi, że dzwoni kancelaria premiera. Zdziwiłem się, ale kazałem łączyć. Odebrałem, zgłosił się pan; przedstawił się, że dzwoni od Tomasza Arabskiego. To jest w tym nagraniu jakby połączone w jedno. Nie wszyscy te nagrania słyszeli, proszę przypomnieć, co ten człowiek mówił. Mówił, że koniecznie pan premier chce spotkać się z sędziami. Nawet nie ze mną, tylko z większą liczbą sędziów, którzy mieli pieczę, nadzór nad sprawami Amber Gold. Zdziwiłem się, dlaczego akurat z sędziami. Powiedział, że są informację z prokuratury, z Ministerstwa Sprawiedliwości, jakby niewystarczające i on by chciał cały ogląd sytuacji. Pytałem, czy chodzi o sprawy karne czy cywilne. Jeśli o sprawy cywilne, to musiałaby być pani prezes sądu rejestrowego, jeśli karne - pani wiceprezes i ja. My na bieżąco to monitorujemy, jeśli pan premier chce, to nie ma problemu, jesteśmy gotowi stawić się na każde wezwanie i wyjaśnimy, jeśli są jakieś nieścisłości, czy jakieś sprawy, które budzą zainteresowanie. Zostało powiedziane dalej, że chodzi o te sprawy związane z Amber Gold? Tak, chodziło o sprawy Amber Gold. Dlatego pytałem, czy chodzi o sprawy cywilne czy karne, bo tych spraw jest przecież mnóstwo. Czytaj (albo przesłuchaj) cały wywiad na stronach RMF24