Łatwo ich rozpoznać. Każdy ma na sobie kolorową koszulkę z logo ŚDM i mały plecak. Niektórzy milczą, inni żartują i śmieją się głośno. Jeszcze inni śpiewają. W rękach niosą flagi - to tak pokazują skąd przyjechali. Wsiadam do krakowskiego tramwaju w pobliżu centrum i jestem pełna obaw. Bo przecież straszyli tłokiem, ogromnymi problemami z komunikacją i ogólnym armagedonem. Klimatyzowany Krakowiak jest jednak prawie pusty. Obok mnie siedzi starsza pani i po jej minie widzę, że też spodziewała się najgorszego. Tramwaj sunie leniwie w stronę rynku, a na kolejnych przystankach wsiadają pasażerowie. Nie są to jednak tacy pasażerowie, jakich widujemy na co dzień. Główna różnica? Ci, od razu po tym, jak znaleźli sobie miejsce, bezceremonialnie zaczynają śpiewać. Słyszę mieszaninę różnych języków, trochę hiszpańskiego, trochę angielskiego. Każdy chce śpiewać i po prostu to robi. Po kilkuset przejechanych wspólnie metrach cała młodzież, nawiązując dziwną nić porozumienia - zaczyna klaskać i skandować "Papa Francisco!". Patrzę na panią obok mnie, która na początku lekko się krzywiła, a która teraz... też klaszcze. Zaczynam klaskać i ja. Ta radość - na szczęście - jest zaraźliwa. *** Tłumy pielgrzymów bocznymi uliczkami zmierzają w kierunku Rynku Głównego. To tam bije serce Krakowa i to tam czeka na nich masa różnych atrakcji. Idę ulicą Szewską w towarzystwie głośnych śpiewów. Repertuar jest różnorodny. Pielgrzymi z Polski stawiają już tradycyjnie na "Barkę" i "Abba Ojcze". Ci z innych krajów skandują głównie imię papieża Franciszka, klaszcząc przy tym energicznie. I choć to święto religijne, miałam okazję usłyszeć też "I wanna dance with somebody" z repertuaru Whitney Houston. Zwracam uwagę na rodzinną atmosferę, a ponieważ mam na szyi zawieszoną plakietkę ze zdjęciem, pielgrzymi traktują mnie "jak swojego". Machają, witają się i szczerzą zęby. Tak też traktują siebie nawzajem. Bez żadnego skrępowania podchodzą do siebie, rozmawiają. Czasem w ojczystym języku, częściej - po angielsku. Większość młodzieży zgromadzonej na Rynku Głównym ma flagi swoich krajów i identyfikatory, które dumnie prezentuje, nosząc je na szyi. Maria z z Hiszpanii pozwoliła mi zobaczyć swój. Ma ciemno-żółty kolor, a w białych polach zostawiono miejsce na wpisanie imienia i nazwiska, kraju, numeru grupy (jeśli z taką na ŚDM się przyjechało). Na końcu organizatorzy proszą o podanie numeru do opiekuna. Anderson z Brazylii też ma taki żółty identyfikator. Oprócz tego na plecach ma niebieski plecak z logo ŚDM. Dostrzegam na nim przypinkę z poprzednich Światowych Dni Młodzieży, które odbyły się w 2013 roku w Rio de Janeiro. Pytam, jak mu się wtedy podobało i czy podobne oczekiwania ma co do ŚDM w Polsce. - Wtedy było wyjątkowo, bo to było pierwsze takie spotkanie z nowym papieżem Franciszkiem. Teraz też się cieszę, że znów go zobaczę i będę mógł posłuchać. A oczekiwania? Właściwie już zostały spełnione. Ludzie są wspaniali. Tak dużo się uśmiecham, że aż bolą mnie policzki. Kiedy na co dzień masz aż tyle okazji do uśmiechu? - pyta. Zaczepia mnie dwóch mężczyzn z Włoch. Na ŚDM do Krakowa przyjechali sami. Pytam ich, jakich słów nauczyli się po polsku. Jako pierwsze wymieniają nie "dzień dobry", ani "cześć", tylko... "chodź z nami". Żartuję, że to w gruncie rzeczy jeden z najbardziej praktycznych zwrotów. Kiedy spotykam pielgrzymów z Francji, wiedzą już chyba, o co chcę zapytać. Dzisiaj doszło tam do tragedii. W kościele w Saint-Etienne-du-Rouvray pod Rouen w Normandii napastnicy powiązani najprawdopodobniej z ISIS z zimną krwią zamordowali księdza. - Ten ksiądz powinien zostać świętym - mówi rozgorączkowana Chloe. - Jest męczennikiem! Zabili go tylko z powodu tego, w co wierzył. Mamy już tego dość - dodaje. Philip zapewnia mnie, że mają zamiar się modlić za wszystkie ofiary tego typu ataków. Prosi o to, aby ludzie modlili się z nimi. Na chwilę poważnieje, jednak błyskawicznie daje się wciągnąć ponownie w wir dobrej zabawy. W tak wesołym tłumie nie da się długo milczeć i smucić. *** W krakowskim Parku Jordana panuje już nieco inna atmosfera. W Strefie Pojednania można się wyspowiadać. W kilku drewnianych, specjalnie na tę okazję wykonanych konfesjonałach, siedzą księża, czekając na wiernych. Tych nie ma jednak dużo, kolejki są niewielkie albo w ogóle ich nie ma. Ci, którym udało się już wyspowiadać leżą leniwie na trawie. Panuje atmosfera kontemplacji. Tu nikt nie śpiewa. Rozmawiam z młodzieżą z Filipin. Pytam o to, co powinno stanowić najważniejszą rzecz w wyposażeniu pielgrzyma. Otrzymuję jasną odpowiedź: woda. Faktycznie, słońce mocno świeci, a przed zapowiadaną burzą zrobiło się też duszno. Przy wejściu do parku mijam pielgrzymów z Opola. Właśnie przeszli szczegółową kontrolę. Policjanci z psem u swojego boku, bardzo dokładnie sprawdzili im torby. Mówią, że przyszli do spowiedzi i pytają, czy to na pewno tutaj, bo przy wchodzeniu do parku jako pierwsze w oczy rzucają się... toi-toie. Rozglądam się uważnie i widzę, że plastikowe toalety faktycznie nieco zaburzają mistyczność tego miejsca. *** Ruszam w kierunku ulicy Czarnowiejskiej. To tam restauratorzy próbują różnymi metodami przyciągnąć do siebie pielgrzymów. W porze obiadowej w punkcie wydawania jedzenia, faktycznie jest duża kolejka. Zaczepiam dwie dziewczyny. Okazuje się, że przyjechały do Krakowa z Kanady. Pytam więc, jakie mają plany i czy próbowały już tradycyjnej polskiej kuchni. Trochę ze wstydem przyznają, że co prawda słyszały sporo o pierogach i bigosie, ale póki co chcą zjeść to, co dobrze znają - czyli frytki i pizzę. - Na inne smaki chyba przyjdzie jeszcze czas - mówi ze szczerym uśmiechem Anna. Naszej rozmowie przysłuchują się Hiszpanie i na dźwięk słowa "pierogi", zaczynają głośno skandować. Choć to, co krzyczą brzmi bardziej jak "perohi", to ich entuzjazm jest zdecydowanie nie do przecenienia. Pytam szybko, czego jeszcze próbowali i co im najbardziej smakuje. Pada kolejna zaskakująca odpowiedź, bo dowiaduję się, że najbardziej smakuje im... piwo. *** W Krakowie we wtorek oficjalnie rozpoczęły się Światowe Dni Młodzieży. W inauguracyjnej mszy na krakowskich Błoniach ma wziąć udział nawet 500 tysięcy pielgrzymów z całego świata. Także dziś, po raz pierwszy, wprowadzono pierwsze poważne zmiany w komunikacji w Krakowie, na ulicach pojawiły się buspasy i parkingi dla autokarów. Przez większość czasu nad sprawnością ruchu czuwała policja i żandarmeria wojskowa.