We wtorek "Fakt" ujawnił, że Scheuring-Wielgus w 2016 r. oddała dwa psy do schroniska. Na posłankę spadła fala krytyki. "Nie powiedziałam, że 'kundli nikt nie chciał'. Na Facebooku napisałam coś zupełnie innego. (...) Jest dużo przekłamań i informacji, które są niezgodne z prawdą" - mówiła posłanka w rozmowie z Radiem Zet. Powtórzyła, że jest "alergiczką od przeszło 20 lat". Dopytywana, czy wcześniej jej to nie przeszkadzało, odparła, że "psy zawsze mieszkały w ogrodzie". "Mam alergię nie tylko na sierść, ale również na pyłki, w zasadzie na wszystko, to są alergie krzyżowe. Odczulam się od sześciu lat" - dodała. "Mój mąż, który jest psiarzem, bardzo zaangażował się w szukanie nowego domu dla psów. Nie udało nam się" - tłumaczyła się posłanka. Scheuring-Wielgus była też dopytywana o oświadczenie, w którym napisała: "Zamiast przywiązać do drzewa, uśpić lub zostawić na autostradzie, co niestety się zdarza, znalazłam moim ukochanym psiakom dom w dobrym schronisku dla zwierząt"."Moje oświadczenie było rzeczywiście bez sensu, tu przyznaję. Nigdy bym już wcześniej następnym razem takiego nie napisała" - stwierdziła posłanka.