Konrad Piasecki: Panu też się marzy tandem premier Tusk - prezydent Kaczyński? Grzegorz Schetyna: - Nie, ja nie wierzę w takie political fiction. A to jest political fiction? Mina powiedziała wiele. To w internecie można ją zobaczyć. - Nie, nie wierzę, bo to nieprawdziwe. I to jest antytandem, a nie tandem. Politycy PiS-u mówią: "tandem marzeń, dream team, który rządziłby Polską, pokazałby, co potrafi". - To jest właśnie próba powrotu do POPiS-u, do rzeczy, które nie istnieją, bo je skutecznie PiS przekreślił. Równolegle senatorowie PiS-u zrywają kworum, wychodzą z obrad Senatu, żeby nie dyskutować o sprawozdaniu Krajowej Rady Radiofonii. To jest prawdziwa twarz PiS-u. A nie myśli pan, że taki tandem Kaczyński-Tusk to byłby jak Real Madryt z najlepszych lat? Galaktikos! - Myślę, że wspólna drużyna - jak już jesteśmy przy hiszpańskiej piłce - byłaby wspólna drużyna składająca się z zawodników Barcelony i Realu. No piękna byłaby. - Jeszcze lepsza niż Real i jeszcze lepsza niż Barcelona. Pewne rzeczy są niemożliwe. To też jest niemożliwe. Myśli pan, że - używając takiego ulubionego zwrotu niektórych - że taka narracja jest groźna dla Platformy i Komorowskiego? - To jest próba zamieszania tego, zniszczenia tego obrazu, bardzo prostego. Że są wybory prezydenckie, jest kandydat Platformy, kandydat PiS-u, oni rywalizują ze sobą, są dwie różne wizje Polski. Ale gdzieś w Polakach cały czas jest marzenie o porozumieniu ponad podziałami, o POPiS-ie, i takie uruchamianie tego marzenia - czy przypominanie tego marzenia - może zagrozić Komorowskiemu. - Nie uważam, żeby Polacy marzyli o POPiS-ie. Polacy marzą o przyzwoitej polityce, o polityce nieagresywnej, nieobecnej w ich domach, zajmującej się swoimi sprawami, rozwiązującej ich problemy. No i porozumienie Kaczyński i Tusk to byłaby właśnie taka nieagresywna polityka. - Nie trzeba się porozumiewać i być razem, i mówić o POPiS-ie, żeby zrobić polską politykę bardziej przyzwoitą. Ale przyzna pan, że w porozumieniu z Jarosławem Kaczyńskim i z PiS-em można by zrobić dużo więcej i dużo szybciej. - Więc jest Rada bezpieczeństwa Narodowego, są sprawy powodziowe, są sprawy ważne, problemy, które trzeba rozwiązywać, rozstrzygać, więc współpracujmy. W Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, to jest dobre miejsce, żeby zobaczyć i sprawdzić intencje. Rada Bezpieczeństwa Narodowego jest organem doradczym prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. - Ale mówi o ważnych problemach, pokazuje je i pokazuje także kierunki i problemy, które trzeba rozwiązać. Jeżeli mówimy współpracy, to mówmy o sprawozdaniu Krajowej Rady Radiofonii, tak? Zmieńmy razem media publiczne. mówię tutaj do polityków PiS-u. Niech odpowiedzą, że tak - zrobimy to razem. To wtedy jest sprawdzian prawdziwy i czekam na taką odpowiedź. Oni je zmieniają na własną rękę. - Oni je zmienili, zawłaszczyli, a teraz uważają, że nie wiedzą, o co chodzi i nie chcą rozmawiać o odpolitycznieniu mediów publicznych i to jest sprawdzian. Podoba się panu Donald Tusk, który kiedyś w dawnych, dobrych czasach był liberałem rasowym, a dziś hojną ręką rozdaje pieniądze powodzianom? - Dzisiaj jest premierem, który jest odpowiedzialny za ofiary powodzi. Najpierw za akcję ratunkową, a teraz za pomysł, jak wyjść z tej trudnej sytuacji, jak pomóc ludziom, którzy stracili często dobytek całego życia. Oczywiście są ludzie, którzy są w katastrofalnej sytuacji, którzy nie mają dachu nad głową, nie mają pieniędzy - ja rozumiem, że im trzeba pomagać. Jest coś takiego, jak solidarność społeczna. Z drugiej strony - pewnie tu będą dziesiątki tysięcy ludzi, którzy dostaną 20 tysięcy złotych, bo im zalało piwnicę, zniszczyło podłogę na przykład. I oto premier hojną ręką - nie pytając, czy oni mają pieniądze czy nie, czy są biedni czy bogaci - daje im 20 tysięcy. Nie przesada? - Trudno nam dzisiaj tutaj w studio w RMF oceniać skalę strat i tego, co ludzie przeżyli, co utracili. Taki gest jest ważny, bo poznajemy skuteczność państwa właśnie w takich sytuacjach. Jak skutecznie jesteśmy w stanie pomóc ludziom, którzy naprawdę ucierpieli, my tego nie wiemy. Ten gest jest ważny ale ten gest jest straszliwie kosztowny. - Ale państwo jest odpowiedzialne. Jeżeli decyduje premier rządu, że państwo może pomóc w takim wymiarze, w takiej wysokości, to znaczy, że to jest policzone, że te pieniądze są. Te pieniądze nie będą dodrukowane i znalezione przez jakiegoś czarodzieja. A gdzie one są? Na razie słyszę o dwóch miliardach złotych, a gołym okiem widać, że ta powódź pochłonie więcej niż dziesięć. To gdzie jest te osiem? - Ale to są inne kwestie, panie redaktorze. Mówimy o pomocy ludziom, którzy utracili rzeczy, mienie, dobytek. Kwestie strat i infrastruktury to są inne pieniądze i to jest inna szuflada. Muszą się znaleźć pieniądze dla ludzi i musimy, w perspektywie miesięcy i lat, odbudować infrastrukturę, odbudować zalane tereny. Z pełną odpowiedzialnością pan powie: "pieniądze na te zasiłki 6, 20, 100 tys. są w budżecie"? - Tak, one muszą się znaleźć. Jeżeli jest tak twarda deklaracja premiera i ministra finansów, to te pieniądze są. Ta hojność premiera się panu podoba? - Ja ją oceniam jako rzecz wychodzącą naprzeciw ludzkim oczekiwaniom. Ludziom, którzy przeżyli tragedię i boją się o swoją przyszłość i są w tak trudnej sytuacji - premier pomaga. Jakby tak wyjść naprzeciw oczekiwaniom wszystkich ludzi, trzeba by podatki zlikwidować? - Ja jestem akurat doświadczonym powodzianinem, bo widziałem Wrocław w '97 roku, widziałem Kozanów teraz. To są trudne doświadczenia. Jeżeli władza chce pomagać i znajduje pieniądze żeby pomóc - trzeba to docenić. A jak się panu podoba Komorowski na wałach? - Pełni obowiązki prezydenta, jest marszałkiem - czuje się odpowiedzialny. Jest z ludźmi, którzy bronią wałów w Łomiankach, bronią swojego dobytku. A nie drży pan, gdy zaczyna mówić? Sporo mu się tych gaf zdarzyło. - Bez przesady. Prowadzi aktywną kampanię. Jest żywym, prawdziwym człowiekiem i politykiem. Będzie dobrym prezydentem Rzeczpospolitej. W odróżnieniu od innych? - Tak. Jest prawdziwy i to zawsze trzeba doceniać - w polityce w szczególności. To dlaczego, skoro jest tak dobry, Tusk musiał wziąć go pod swoje skrzydła? - Za bardzo pan kreśli to twardą kreską. Nie jest tak. Są razem, bo Komorowski pełni obowiązki prezydenta a Tusk jest premierem. Czyli nikt się nikim nie opiekuje? - Pokazanie dobrej współpracy, rozwiązywanie problemów jest zawsze dobrym impulsem w polityce. Jest decyzja o szybkim powołaniu prezesa NBP? - Dzisiaj Marszałek Komorowski będzie to konsultował z szefami klubów. Jestem ciekawy. Ale jest nazwisko już? - Będziemy czekać na propozycję marszałka. Pan jest w trochę innej sytuacji niż wszyscy inni przedstawiciele klubu. - Ale jestem też cierpliwy. Zna pan nazwisko kandydata? - Mogę się domyślać, ale nie znam. Jerzy Pruski? - Poczekajmy na informacje od Bronisława Komorowskiego. Zabolał pana ten Palikot wygrywający w Lublinie? - Nie. Mnie nie bolą rywalizacje regionalne. To jest wszystko prawdziwe. Zwyciężyła demokracja. Wygrał Palikot w Lublinie - wygrali inni politycy w innych miejscach. Mówi się trudno, rozumiem? - Mówi się trudno i kocha się dalej. Palikota też? - Platformę Obywatelską. Ona jest największą wartością w polityce dla mnie, natomiast współpraca jest konieczna jak między szefami regionów. A co z tą miłością do Palikota? - Czekam na deklarowaną jego zmianę. Jestem cierpliwy. Piasecki: Hojny jak Tusk