Według informacji PAP ze źródeł zbliżonych do szefa rządu, Donald Tusk miał jednak przekazać Schetynie ostrzeżenie. Spotkanie marszałka z szefem rządu odbyło się w poniedziałek po premierze filmu "Czarny czwartek". W środę rano w radiu TOK FM Schetyna przekonywał, że nie ma problemu między nim a premierem. - Jeśli chodzi o władzę i hierarchię w PO, sprawa jest kompletnie zamknięta - oświadczył. Podkreślił też, że jeśli partia nie będzie jednolita, to nie wygra wyborów". Później w radiowej Trójce marszałek powiedział, że spotkanie z premierem trwało kilka godzin i przebiegało w miłej atmosferze. Na porannej konferencji prasowej w Sejmie dodał, że była to "dobra, długa rozmowa, ale prywatna, bez żółtych i czerwonych kartek". Jednak według nieoficjalnych informacji PAP uzyskanych ze źródeł zbliżonych do Kancelarii Premiera, szef rządu przekazał Schetynie ostrzeżenie, które miało brzmieć: łatwo być solidarnym z partią, gdy nie ma problemów, ale prawdziwa solidarność potrzebna jest, gdy partia ma kłopoty, kto złamie tę zasadę będzie poza partią. Według tego źródła, słowa te nie padły bezpośrednio w rozmowie premiera i marszałka; szef rządu miał o tym mówić w gronie swoich współpracowników. Rozmówca PAP dodał, choć "PO ma problem ze Schetyną", Tusk nie zamierza na razie wyrzucać Schetyny z partii. Według tego rozmówcy, Tusk uznał, że jednorazowy "wyskok", jakim było skrytykowanie go przez marszałka za zbyt późną reakcję na raport MAK o katastrofie smoleńskiej, może pójść w zapomnienie. - Ale nigdy więcej się to nie może zdarzyć - miał powiedzieć premier. Schetyna w TOK FM przyznał, że jego wypowiedź o spóźnionej reakcji premiera na raport MAK, nie powinna była paść "w tym czasie, może w ogóle nie powinna zostać wypowiedziana". Jak powiedział, jego słowa były niefortunne. - To jest oczywiście błąd, kontekst tej wypowiedzi był negatywny dla Platformy, dla moich relacji z premierem, to zawsze jest źle - powiedział Schetyna. Przyznał, że ta sprawa "wracała" w rozmowach z szefem rządu. Schetyna zaprzeczył doniesieniom medialnym, jakoby miał umawiać się z szefem SLD Grzegorzem Napieralskim w sprawie obsady dla siebie stanowiska premiera. - To jest absurdalne, jak można mówić o czymś, co będzie za dziesięć miesięcy, jak można burzyć konstytucyjny porządek PO, to trzeba być absolutnym samobójcą. Można mi dużo zarzucić, ale nie to, że mam myśli samobójcze, czy chciałbym coś złego dla Platformy - podkreślił. Z kolei w radiowej Trójce Schetyna pytany, czy dawał premierowi jakieś gwarancje lojalności, odparł, że nie musi ich dawać. - Nie muszę dawać gwarancji lojalności, bo nasze relacje i obecność w Platformie i to, że ją razem utworzyliśmy wystarczy. Ważne jest, aby nie było różnic, które mogłyby być na zewnątrz opisane jako konflikt, jako problem i złe emocje. Tego trzeba unikać - powiedział. Jak podkreślił, obraz konfliktu wewnątrz PO tworzą "źli ludzie". - Platforma jest partią władzy i wielu ludziom oraz naszym oponentom i partiom zależy na tym, aby nie pomagać Platformie, ale żeby jej zaszkodzić, żeby jej wyniki wyborcze i zaufanie do niej były jak najmniejsze. To jest normalna polityka - powiedział Schetyna. W TOK FM deklarował: "Platforma jest partią, gdzie są różne grupy, różne spojrzenia, ale jest rozmowa, a na koniec ta partia zawsze jest jednolita, jednorodna i wygrywa wybory". Ocenił, że najgorsze co może się zdarzyć, to "rozwalenie" naturalnego układu w PO, który powstawał przez lata. Na pytanie, czy są różnice w poglądach między nim a Tuskiem, powiedział: "ostatnio długo o tym rozmawialiśmy, żeby to stanowisko, czy spojrzenie na przyszłość Platformy, na te najważniejsze decyzje, które czekają nas jeszcze przed wyborami, wspólnie podejmować".