Serwis internetowy tvp.info przeprowadził w tej sprawie rozmowy z wieloma czołowymi politykami Platformy oraz bliskimi współpracownikami zarówno premiera, jak i szefa MSWiA. Wszyscy potwierdzają, że Schetyna bardzo się ostatnio uaktywnił. Pracuje nad swoim wizerunkiem, prowadzi wewnątrzpartyjną kampanię, zawiera taktyczne sojusze z dotychczasowymi wrogami - słowem: buduje swoją polityczną pozycję. Jeśli Tusk wygra wybory prezydenckie w 2010 roku, to Schetyna będzie poważnym kandydatem na stanowiska premiera. Poważnym, ale nie jedynym. Obok szefa MSWiA wymienia się w tym kontekście Bronisława Komorowskiego i Waldemara Pawlaka, a ostatnio także Zbigniewa Chlebowskiego. Bez walki nie obejdzie się także w sprawie stanowiska szefa PO, z którego Tusk ma zrezygnować w razie objęcia prezydentury. Schetyna doskonale zdaje sobie sprawę z tej konkurencji. Mimo to zamierza zagrać o całą stawkę. Dlatego od kilku miesięcy pracuje nad swoim wizerunkiem, prowadzi wewnątrzpartyjną kampanię i buduje sobie polityczną pozycję niezbędną do objęcia premierostwa. Najtrudniejsze zadanie to zerwanie z siebie łatki złego policjanta, który co jakiś czas krwawo rozprawia się z kolejnymi frakcjami w partii. By policzyć wszystkich byłych i obecnych polityków PO, którzy usłyszeli od Schetyny słynne "zniszczę cię", prawdopodobnie nie starczyłoby palców obu rąk. - Grzegorz chce stać się wybieralny. Zabiega, by ludzie zaczęli go cenić i lubić a nie tylko się bać - mówi jeden z posłów Platformy. - Donald, od kiedy jest premierem, połknął kij. Praktycznie nie ma z nim kontaktu. Za to Grzegorz zmienił się nie do poznania. Zrobił się bardziej wyluzowany - relacjonuje jeden z posłów PO. Szef MSWiA chętnie przychodzi na wszystkie imprezy organizowane przez posłów PO w sejmowej Sali Lustrzanej. W tej kadencji chyba nie było jeszcze imienin, na których nie pojawiłby się platformerski "numer dwa". Co prawda, jak żartują złośliwi, nie zdarzyło mu się jeszcze przynieść solenizantowi prezentu (a bywało że nie składał nawet życzeń), ale liczy się obecność i regularny kontakt z parlamentarzystami. Schetyna postanowił pozamykać sobie w partii wojenne fronty. Zaczął wysyłać pokojowe sygnały do wszystkich, którzy w poprzedniej kadencji wieszali na nim psy za przemienienie Platformy w karne wojsko. Pogodził się także z frakcją konserwatywną partii (są w niej m.in. Sebastian Karpiniuk, Sławomir Nitras, Stanisław Gawłowski, Marek Biernacki, Jarosław Gowin, Ireneusz Raś, Jan Tomaka). To misterne budowanie pozycji w partii owocuje czasem spięciami z Donaldem Tuskiem. Przykład? Między premierem a jego zastępcą zaiskrzyło także po tym, jak Schetyna zapowiedział wyremontowanie trzech tysięcy dróg gminnych i powiatowych. Przedsięwzięcie ma być finansowane wspólnie przez samorządy oraz rząd (pieniądze budżetowe ma rozdzielać specjalna komisja pracująca przy MSWiA). Problem pojawił się, gdy Schetyna ochrzcił te drogi "schetynówkami ". - Nie powiem, że nie przyszło nam do głowy, czy nie mógł tego nazwać tuskówkami albo chociaż platformówkami - zdradza współpracownik premiera. Odpowiedź na te wątpliwości jest prosta. Po pierwsze, to rzeczywiście autorski pomysł Schetyny, a po drugie taka nazwa kolejny element budowy polityczno-wizerunkowej pozycji wicepremiera. Między Tuskiem a Schetyną od dłuższego czasu tli się tez spór o rekonstrukcję rządu. Wicepremier uważa, że trzeba ją przeprowadzić już dziś (na jego celowniku są ministrowie zdrowia, infrastruktury i środowiska), Tusk z kolei woli wstrzymać się do wyborów europejskich Wszystko to na razie pojedyncze nieporozumienia. Czasem ostre, ale jednak nieporozumienia. - Nie można wysnuwać z tego wniosku, że to koniec politycznej przyjaźni Tuska i Schetyny. Oni nadal są wobec siebie lojalni i grają w jednej drużynie, ale drobne ograniczenie zaufania z pewnością już nastąpiło - podsumowuje stronnik Tuska. Michał Krzymowski