Jacek Michałowski został powołany na p.o. szefa Kancelarii Prezydenta przez pełniącego obowiązki głowy państwa marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego w niedzielę, 11 kwietnia, dzień po katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem, w której m.in. zginął prezydent Lech Kaczyński i szef jego kancelarii Władysław Stasiak. - Stało się, jak się stało. Mi było trochę przykro, że pan marszałek z góry założył, że ja nie jestem osobą godną zaufania, czy że nie jestem osobą, która może w tych pierwszych chwilach kancelarią pokierować - powiedział w poniedziałek w "Sygnałach Dnia" Sasin, który jest wiceszefem Kancelarii Prezydenta. - Na pewno ten pośpiech był niepotrzebny - podkreślił. - To mianowanie ministra Michałowskiego w trybie rzeczywiście nagłym - co warto podkreślić - w momencie, kiedy formalnie, z prawnego punktu widzenia, śmierć ministra Stasiaka nie była również potwierdzona, bo jego ciało nie zostało wtedy jeszcze zidentyfikowane. No, myślę, że to było niepotrzebne - dodał. Sasin zaznaczył, że o powołaniu na p.o. szefa Kancelarii Prezydenta dowiedział się już w sobotę, 10 kwietnia - w dniu katastrofy pod Smoleńskiem. Minister powiedział, że "z pewnym zdumieniem" przeczytał w jednym z artykułów prasowych, że marszałek Komorowski podejmował decyzję o powołaniu Michałowskiego na p.o. szefa Kancelarii Prezydenta mając wiedzę, że on (Sasin) zginął w katastrofie. - Chciałbym to sprostować, bo w momencie, kiedy odbywała się rozmowa dotycząca powołania pełniącego obowiązki szefa kancelarii zwrócono uwagę Komorowskiemu, że naturalną koleją rzeczy zastępca przejmuje obowiązki szefa. Marszałek Komorowski był poinformowany o tym, że wbrew doniesieniom medialnym nie zginąłem w katastrofie - mówił Sasin. Dodał, że wręczenie nominacji na p.o. szefa kancelarii odbyło się w jego obecności. - Trudno mówić tutaj, że pan marszałek nie miał pełnej wiedzy - podkreślił. - Nie chodzi o to, że jestem zawiedziony, że przy tej okazji nie awansowałem - nie chciałbym, żeby to tak zabrzmiało - powiedział Sasin. - Przeżyliśmy wielką tragedię, a odnieśliśmy, my pracownicy w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego takie wrażenie, że ta tragedia stała się sposobnością do tego, aby w bardzo szybkim tempie zająć te opróżnione w ten tragiczny sposób stanowiska - dodał. Zaznaczył, że ma na myśli także nominację gen. Stanisława Kozieja na szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Zdaniem Sasina, było to "niezręczne, niesmaczne". Sasin powiedział także, że nie ma wiedzy o tym, jak przebiega śledztwo dotyczące katastrofy pod Smoleńskiem i jakie są jego pierwsze ustalenia. - Nie mam wiedzy i pewnie nie jestem w tym odosobniony - powiedział. Zaznaczył, że od katastrofy minęły już dwa tygodnie i na pewno o jakiś ustaleniach można już mówić, np. o wykluczeniu pewnych scenariuszy. Tymczasem - jak ocenił - w tej chwili jest "ogromny szum informacyjny". - Od samego początku, od pierwszych chwil po katastrofie polska opinia publiczna dowiaduje się o kolejnych domysłach, o kolejnych możliwych przyczynach tej katastrofy - to budzi wielki niepokój - zaznaczył. Dodał, że pojawiające się teorie na temat katastrofy "mniej lub bardziej fantastyczne" zawsze powodują zamęt, społeczne zaniepokojenie. Ogromne zaniepokojenie - jego zdaniem - budzi m.in. "próba obciążania za katastrofę osób, które w żaden sposób nie są w stanie w tej chwili się bronić". - W pierwszej chwili przesądzano, że to błąd pilota, który zginął. W tej chwili mamy także takie insynuacje prasowe, jakoby to prezydent Lech Kaczyński wywierał jakiś nacisk na pilota - powiedział Sasin. - Ta są wyłącznie insynuacje. To są działania haniebne - podkreślił. Jego zdaniem, opinia publiczna powinna jak najszybciej poznać ustalenia dotyczące śledztwa.