Miejsce w sanatorium, na które czeka się czasami nawet dwa lata, redakcja "Faktu" zarezerwowała po jednym telefonie. Magiczne słowo "minister" otwiera natychmiast drzwi nawet najbardziej zatłoczonych placówek w Polsce... "Przedstawiając się jako asystent ministra skróciliśmy kolejkę oczekiwania do kilkunastu dni zaznaczając, że nie chcemy korzystać z oferty komercyjnej, lecz jak inni - z procedury NFZ. Dla ministra natychmiast znalazły się dwa terminy i apartament w jednym z sanatoriów w Rabce-Zdrój. Kiedy zadzwoniliśmy ponownie jako zwykły obywatel, już nie było tak kolorowo. Czar prysł. "Nie ma co się co szykować, to trwa rok i dłużej - poinformowała recepcjonistka" - donosi sobotni "Fakt". Tak się rozmawia z "asystentem" ministra... Fakt: Jak u was wygląda sytuacja z miejscami jeśli chodzi o 2 osoby na czerwiec? Pracownik sanatorium: - Jak długo pan sobie życzy? To nie ja, tylko minister zagości u państwa. Myślę, że tydzień , bo potem wraca do palących obowiązków. - Wie pan, mamy w czerwcu jakiś apartament od czwartego do czternastego. (...) Potrzebny jest pokój dla 2 osób, coś przyzwoitego. (...) - Dobrze, więc tak: apartament mam od drugiego do siódmego, albo drugi apartament od czwartego do czternastego. A tak ze "zwykłym obywatelem" Fakt: Dzień dobry, mam skierowanie do sanatorium. Chciałam się zorientować, jaki jest czas oczekiwania do państwa ośrodka? Pracownik sanatorium: - W całej Polsce są długie kolejki. Trudno powiedzieć tak dokładnie. Ale tak orientacyjnie, bo nie wiem na kiedy się szykować. - Szykować to się nie ma co. To trwa i rok i dłużej. Do państwa się czeka rok? - Nie no, do nas to nawet 52 miesiące. Wniosek: Albo nie chorować, albo zostać ministrem. Więcej informacji na RMF24.PL.