Przyszłotygodniowy marsz samorządowców będzie jednym z elementów podsumowujących akcję "Stawka większa niż 8 mld". W jej ramach przedstawiciele władz lokalnych zbierali m.in. podpisy pod projektem nowelizacji ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Do piątku udało im się zebrać ponad 134 tys. podpisów. W przyszłym tygodniu w czwartek propozycja ma trafić do marszałek Sejmu. W akcję "Stawka większa niż 8 mld" zaangażowali się przedstawiciele samorządów wszystkich szczebli i opcji politycznych m.in. prezydent Poznania Ryszard Grobelny, prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, prezydent Katowic Piotr Uszok, a także starostowie i burmistrzowie wielu polskich gmin. - Od dawna zwracamy uwagę na ten problem, że w polskim systemie samorządowym zdestabilizowano wypracowaną we wcześniejszych latach równowagę. Ta destabilizacja nie nastąpiła w wyniku kryzysu gospodarczego, który jak wiadomo do nas dopiero przychodzi, a z powodu złych ustaw - powiedział dyrektor Biura Związku Miast Polskich Andrzej Porawski. Aby zaradzić złej sytuacji finansowej samorządowcy chcą przesunięcia pieniędzy podatników z budżetu centralnego do gmin. Proponują, by w przypadku gmin zwiększyć udział w podatku PIT z 39,34 proc. do 48,78 proc., w przypadku powiatów z 10,25 proc. do 13,03 proc., a w przypadku województw z 1,6 proc. do 2,3 proc. Porawski nie ma jednak wątpliwości, że na takie propozycje nie zgodzi się minister finansów Jacek Rostowski. W zeszłym tygodniu wiceminister finansów Hanna Majszczyk, odpowiadając na pytania posłów ws. sytuacji finansowej samorządów, mówiła, że muszą się one liczyć z tym, że dobra koniunktura nie trwa wiecznie. - Niech minister Rostowski zaproponuje inne rozwiązania. My nie jesteśmy uparci, jeśli rząd zaproponuje nam inne zmiany prawne, które spowodują podobne skutki, to my się nie będziemy upierać. Ale to, że nam ubyło dochodów potwierdzają eksperci i analizy banków - zwrócił uwagę Porawski. Założenia przygotowanego przez korporacje samorządowe obywatelskiego projektu noweli ustawy o dochodach samorządów poza zmianami w podziale PIT mówią też o wprowadzeniu subwencji ekologicznej dla gmin, na terenie których są obszary chronione lub obszary o szczególnych walorach przyrodniczych. Jak argumentują samorządowcy obecność takich obszarów ogranicza gminom możliwości rozwoju, ponieważ uniemożliwia prowadzenie inwestycji. W projekcie zaproponowano także przywrócenie usuniętej w 2004 r. zasady rekompensowania samorządom ubytków w dochodach spowodowanych zmianami prawa. Samorządowcy podkreślają, że zasada mówiąca, iż jednostki samorządu terytorialnego powinny mieć zapewniony udział w dochodach publicznych odpowiednio do przypadających im zadań, zapisana jest w konstytucji. Przedstawiciele władz lokalnych argumentują, że w latach 2005-2011 zmniejszono dochody własne samorządów, jednocześnie zwiększając liczbę zadań im przekazywanych. - W tym samym czasie podjęliśmy wielki wysiłek inwestycyjny, ponieważ to my wykorzystaliśmy dużą część środków unijnych. Można powiedzieć, że był to dodatkowy zastrzyk pieniędzy, i to jest prawda, tylko, że te środki wymagają współfinansowania - zwrócił uwagę Porawski. Według samorządów szczególnie negatywny skutek dla ich finansów miały wprowadzone w 2006 i 2007 roku zmiany w systemie podatku PIT, m.in. wprowadzenie dwustopniowej w miejsce trzystopniowej skali podatkowej oraz wprowadzenie ulgi prorodzinnej. Tylko te zmiany według szacunków przedstawicieli władz lokalnych oznaczają dla nich stratę dochodów wynoszącą rocznie 6,8 mld zł, natomiast wszystkie niekorzystne z ich punktu widzenia zmiany oznaczają ponad 8 mld zł straty rocznie. Zrzeszeni w koalicji "Stawka większa niż 8 mld" podkreślają na swojej stronie internetowej, że ciągłe zmiany prawa są jak zaciągnięty hamulec ręczny dla samorządów. - Będziemy mniej inwestować, co odbije się nie tylko na mieszkańcach, na kształcie Polski, ale odbije się też na budżecie centralnym, bo my od naszych inwestycji płacimy VAT, będzie mniej pracy w Polsce, będą też mniejsze wpływy z PIT i CIT - przestrzegł przed bagatelizowaniem problemu Porawski. Jego zdaniem minister finansów musi pamiętać, że każdy kij ma dwa końce i można zmniejszyć tempo rozwoju Polski, ale to będzie oznaczało kolejną dziurę w budżecie.