- Ku naszemu zdziwieniu, po wielu negatywnych doświadczeniach, kiedy organy państwowe zbywały nasze wnioski lakonicznymi odpowiedziami negatywnymi, otrzymaliśmy odpowiedź z Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej - powiedziała Dorota Pudzianowska, koordynująca program w fundacji program "Obserwatorium działalności CIA na terytorium Polski". Dodała, że przełomowy charakter informacji polega właśnie na tym, że pochodzi ona z urzędowego źródła, przypominając, że Fundacja Helsińska bez skutku występowała o te dokumenty do rządu i Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Przyznała, że jest to "dodatkowe potwierdzenie, że te loty samolotów powiązanych z CIA" się odbywały, nie ma natomiast potwierdzenia, że na pokładzie byli więźniowie, ale - jak zaznaczyła - dane przelotów pasażerów były fałszowane - w jednym przypadku podano np. jako miejsce lądowania Warszawę, a samolot faktycznie lądował w Szymanach. - Nie mówimy o dowodach, lecz o poszlakach, które coraz bardziej się zazębiają - powiedziała Pudzianowska. - Te informacje nie pochodzą z anonimowych źródeł, nie pochodzą z analizy wyjść z polskiej przestrzeni powietrznej samolotów, są to dane uzyskane od organu państwowego i są dowodem, że rządy Polski przez cztery lata mówiły nieprawdę o istnieniu rejestrów przelotów do Szyman samolotów powiązanych z CIA. To wytrąca argument niepodejmowania dochodzenia parlamentarnego, z powodu, że informacje o tych lotach są plotkami - powiedziała. Przypomniała, że, przez cztery lata polskie władze zaprzeczały lądowaniom na tamtym lotnisku, zarówno przed komisją Parlamentu Europejskiego i przed komisją sprawozdawcy Rady Europy Dicka Marty'ego, twierdząc, że nie mają tego typu informacji. - To nie tylko powtórzenie informacji, że loty były, ale i wskazanie, że trasy lotów i nazwiska załóg były fałszowane, lotom nadawano status specjalny, gdy na to nie zasługiwały - powiedział szef działu prawnego i sekretarz zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Adam Bodnar. - Przypomnę wypowiedź premiera Marcinkiewicza, który po opublikowaniu raportu Dicka Marty'ego powiedział: "to są oszczerstwa nieoparte na żadnych faktach". Teraz się okazuje, że to nie były oszczerstwa i dane istniały w zapisach urzędowych, a władze polskie odmawiały udostępnienia tych dokumentów - dodał Bodnar. Fundacja wystąpiła do PAŻP o informacje z lat 2001-04 dotyczącą lotów samolotów o amerykańskich numerach identyfikacyjnych N379P, N313P i N63MU, wymieniane w opracowaniach jako prawdopodobnie wykorzystywane do transportu z Afganistanu i Maroka więźniów podejrzewanych o związki z terroryzmem. Chodziło o trasy, daty i miejsca lądowań i startów, status lotów w polskiej przestrzeni powietrznej, obecność pasażerów. Odpowiedź, że Agencja ma informacje o lotach dwóch pierwszych samolotów w latach 2002-2003, Fundacja Helsińska otrzymała jesienią ubiegłego roku, ale - jak powiedziała Pudzianowska - interpretacja 19 stron kodowanych informacji wymagała czasu. Za istotne uznała oficjalne potwierdzenie, że "miało miejsce pięć lądowań N379P, tak zwanego Guantanamo Express, i jedno lądowanie samolotu o numerach N313P". Dodała, że wszystkie przeloty odbywały się z Kabulu i Rabatu, o których wiadomo, że znajdowały się tam miejsca przetrzymywania więźniów CIA. Udostępnione informacje wskazują, że w planowaniu lotów, klasyfikowanych np. jako "prywatne przeloty niekomercyjne" uczestniczyła spółka Jeppesen DataPlan, wiązana z przelotami więźniów CIA. - Udało się nam uzyskać dowód, że samoloty odbywały loty bez planu przelotu albo z planem, gdzie jako miejsce lądowania wskazywano Warszawę, a samolot faktycznie lądował w Szymanach. Loty były zgłaszane jako prywatne loty niekomercyjne, podczas gdy w rzeczywistości samoloty miały status specjalny, łączący się z przywilejami takimi jak mniejsza kontrola na terytorium RP; podawane nazwiska pilotów nie były ich prawdziwymi nazwiskami - wyliczała Pudzianowska. - Społeczeństwo otrzymało satysfakcję, jaką jest udostępnienie informacji publicznej, która się społeczeństwu należy. To dobra wiadomość, nawet wtedy, kiedy treść tej informacji nie jest specjalnie radosna - powiedziała przewodnicząca Rady Fundacji Halina Bortnowska. Bodnar przypomniał, że pod koniec stycznia został opublikowany raport ONZ specjalistów praw człowieka Manfreda Nowaka i Martina Sheinina, dotyczący programu przerzucania więźniów CIA do tajnych więzień, i w części dotyczącej Polski formułujący przypuszczenie, że latach 2003-05 w Kiejkutach przetrzymywano ośmiu podejrzanych o terroryzm więźniów, w tym Chalida Szejka Mohammeda, a polskie władze powołały zespół agentów podporządkowanych Amerykanom i tylko przed nimi odpowiedzialnych. Ubolewał, że od półtora roku prokuratura apelacyjna w Warszawie prowadzi postępowanie przygotowawcze. - Naszym zdaniem toczy się ono zbyt długo, a najbardziej zaskakujące, że prokuratura w ogóle nie chce się podzielić wiedzą, na jakim etapie jest postępowanie - powiedział. Porównał to z sytuacją na Litwie, gdzie specjalna komisja parlamentarna "w kilka miesięcy doprowadziła do uzyskania bardzo konkretnych danych na temat istnienia tajnych ośrodków". - Polskie władze nie mogą nie informować. Wszyscy mamy prawo wiedzieć, czy tajne więzienia CIA były w Polsce i w jaki zakresie Polska współpracowała z CIA - powiedział Bodnar, powołując się na konstytucję i wiążące Polskę umowy międzynarodowe. Pudzianowska wezwała do rzetelnego wyjaśnienia sprawy, "czy to na drodze postępowania prokuratorskiego i sądowego, czy też na drodze dochodzenia parlamentarnego". O udostępnienie danych o lotach HFPC wystąpiła wspólnie z Open Society Justice Initiative, która koordynuje podobne działania na Litwie, w Rumunii, Macedonii i innych państwach podejrzewanych o współpracę w nielegalnych działaniach CIA. W grudniu specjalna komisja litewskiego parlamentu stwierdziła, że na Litwie funkcjonowały dwa tajne więzienia CIA, w których założeniu pomogły litewskie służby specjalne, zatajając to przed władzami. Komisja nie ustaliła, ilu więźniów się przez nie przewinęło. Warszawska prokuratura apelacyjna od sierpnia 2008 r. wyjaśnia, czy była zgoda polskich władz na stworzenie w Polsce domniemanych tajnych więzień CIA. Pytany o śledztwo zastępca prokuratora apelacyjnego Robert Majewski, powiedział, że postępowanie jest niejawne, toczy się w sprawie i nie może podać żadnych szczegółów na jego temat. W lutym ubiegłego roku, prokurator mówił dziennikarzom, że śledczy potwierdzili m.in. kilkanaście lotów na lotnisko w Szymanach. Dodał również, że ustalenia prokuratury potwierdzają w tym zakresie dane z prac Komisji Parlamentu Europejskiego. Domniemanie, że w Polsce - i kilku innych krajach europejskich - mogą być tajne więzienia, gdzie CIA przesłuchiwała podejrzewanych o terroryzm, wysunęła w 2005 roku organizacja praw człowieka Human Rights Watch. Według HRW takie więzienie w Polsce miało się znajdować na terenie szkoły wywiadu w Kiejkutach lub w pobliżu wojskowego lotniska w Szymanach na Mazurach. Polska konsekwentnie temu zaprzeczała. W 2006 roku po publikacjach "Washington Post" zarzuty te badała polska rządowa komisja, uznając je za bezpodstawne. Potem analizowała to specjalna komisja Parlamentu Europejskiego, która badała przypadki wydawania ludzi al-Kaidy w ręce amerykańskie na terenie całej Europy. W marcu 2007 r. Polska znalazła się w raporcie komisji jako kraj, w którym "przypuszczalnie w latach 2002-05" działało "co najmniej jedno tajne więzienie", właśnie w Szymanach. Miano w nim przetrzymywać dziesięciu członków al-Kaidy. Strona polska znów odrzuciła te twierdzenia, powtarzając, że w Szymanach odbywały się tylko międzylądowania samolotów USA. Jedynym polskim deputowanym, który podpisał się pod raportem PE był Józef Pinior z SdPL. W czerwcu 2008 r. informacje o polskich więzieniach CIA powtórzył dziennik "New York Times". Politycy, m.in. ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz premierzy zaprzeczali, by takie więzienia w Polsce istniały. Według polskich mediów, w śledztwie mieliby zostać przesłuchani byli członkowie najwyższych władz, w tym b. prezydent Kwaśniewski, który - jak pisano - jest jedną z osób, która miałaby wyrazić zgodę na utworzenie w Polsce rzekomych więzień CIA, gdzie przy użyciu tortur miano przesłuchiwać podejrzanych o terroryzm. Miałoby też dojść do przesłuchań b. premiera Leszka Millera i b. szefa WSI gen. Marka Dukaczewskiego. "Dziennik" pisał, że w kręgach PO mówi się, iż całą sprawę znali Lech i Jarosław Kaczyńscy, ale ukrywali ją, by utrzymać dobre stosunki z USA.