Wałęsa ma złożyć oświadczenie o treści: "Przepraszam pana Jarosława Kaczyńskiego za to, że w moich wypowiedziach publicznych w okresie od kwietnia 2015 do maja 2017 roku sformułowałem wobec niego zarzuty, że Jarosław Kaczyński mając świadomość nieodpowiednich pogodowych panujących podczas lotu polskiej delegacji do Smoleńska wydał polecenie nakazania lądowania samolotu, czym doprowadził do katastrofy lotniczej 10 kwietnia 2010 roku, a swoimi późniejszymi działaniami zmierzał do przerzucenia odpowiedzialności za katastrofę smoleńską na inne osoby. Tymi słowami naruszyłem dobre imię i godność osobistą pana Jarosława Kaczyńskiego. Lech Wałęsa". Te przeprosiny mają mieć formę listu do szefa PiS, a także być podane na profilu b. prezydenta na Facebooku, w radiu TOK FM, tygodniku "Newsweek" oraz na portalu gazeta.pl. B. prezydent ma też złożyć drugie przeprosiny o treści: "Przepraszam Jarosław Kaczyńskiego za to, że w moich wpisach na portalu społecznościowym Facebook w sierpniu 2016 sformułowałem zarzuty, że Lech Kaczyński podczas lotu z polską delegacją do Smoleńska mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej 10 kwietnia 2010 r. i jest smoleńskim mordercą 95 niewinnych osób. Tymi słowami naruszyłem uczucia Jarosława Kaczyńskiego związane z osobą jego zmarłego brata - Lech Wałęsa". Te przeprosiny mają mieć formę listu do prezesa PiS oraz być opublikowane na profilu b. prezydenta na Facebooku. W pozostałym zakresie powództwo szefa PiS zostało oddalone. Kaczyński domagał się też przeprosin za słowa Wałęsy o tym, że "nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie". Prezes PiS chciał też, by były prezydent przeprosił go za zarzuty wydania polecenia "wrobienia" go, przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Lider PiS chciał także, aby Wałęsa w formie zadośćuczynienia wpłacił 30 tys. zł na cele społeczne. Uzasadnienie wyroku Przewodnicząca składu sędziowskiego Weronika Klawonn podkreśliła, że sąd uwzględnił żądania powoda częściowo - "jedynie w zakresie wypowiedzi dotyczących jego odpowiedzialności za decyzję o lądowaniu samolotu w Smoleńsku". "Dlaczego sąd podjął taką decyzję? Dlaczego sąd uznał, że właśnie w tym miejscu należy powiedzieć stop? Pozwany Lech Wałęsa przypisał powodowi to, że w związku koniecznością rozpoczęcia kampanii wyborczej, nie licząc się z niebezpieczeństwem, kazał prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu wydać polecenia lądowania, co skutkowało tragiczną śmiercią 96 osób. Są to bardzo ciężkie oskarżenia" - powiedziała w uzasadnieniu wyroku, Klawonn. Sąd zauważył, że to "powód Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie polityczne kwestię przyczyn katastrofy smoleńskiej utrzymuje w dyskursie publicznym". Sąd podkreślił zarazem, że "co do zasady głos Lecha Wałęsy, którego status w debacie publicznej niewątpliwie pozostaje wyjątkowy, w tę dyskusję się wpisuje". "Sąd uznał jednak, że mimo tych okoliczności istnieje potrzeba ingerencji w wolność słowa na rzecz ochrony godności osobistej jednostki. Lech Wałęsa swoimi wypowiedziami dotyczącymi wydania polecenia lądowania samolotu granice swobody wyrażania opinii w debacie politycznej przekroczył" - powiedziała sędzia Klawonn. Sąd stwierdził, że oskarżenie wysunięte przez Wałęsę pod adresem Kaczyńskiego "jest poważne, daleko idące i dotkliwe to za mało". "Ono całkowicie przekreśla powoda Jarosław Kaczyńskiego nie tylko jako polityka, ale także jako człowieka" - mówiła sędzia. Zaznaczyła, że "poważne i konkretne oskarżenie musi być oparte na poważnych i konkretnych podstawach, nie zaś na przypuszczeniach i subiektywnych odczuciach". "Wiemy, że Lech Wałęsa nie poznał treści ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Nie ma żadnych dowodów na to, że nagranie to w ogóle istnieje. Pozwany swoje tezy opierał na doświadczeniu dotychczasowej współpracy z braćmi Kaczyńskimi. Jego zdaniem: 'decydował Jarosław, a wykonywał Lech'. Twierdził także, że w sytuacjach krytycznych lotu z prezydentem na pokładzie, to do prezydenta należy ostateczne stanowisko, co do lądowania. Zdaniem sądu, te przesłanki są niewystarczające do wysuwania tak ciężkich oskarżeń. Nawet pod adresem polityka, który sam wraz ze swym obozem politycznym temat przyczyn katastrofy smoleńskiej uczynił jedną z podstaw debaty publicznej" - powiedziała sędzia. Sąd: Sprawa bez precedensu w orzecznictwie europejskim Podkreśliła także, że wolność słowa nie jest wolnością absolutną. "Wolność debaty publicznej stanowi jeden z podstawowych fundamentów demokratycznego państwa prawnego. Bez wolności słowa nie ma demokracji, nie ma praw jednostki. Jednak wolność słowa nie jest wolnością absolutną, jedną z jej granic jest ochrona dobrego imienia innych osób i ich godności" - zaznaczyła. "W tej sprawie sąd stanął przed niezwykle trudnym zadaniem nie znajdującym precedensu nie tylko w orzecznictwie krajowym, ale także europejskim. Sprawa, w której zapadł przed chwilą ogłoszony wyrok, toczyła się między politykami, którzy należą do najbardziej znanych i wpływowych w ostatnich dziesięcioleciach. Dotyczyła spraw będących przedmiotem nie tylko gorącej debaty publicznej, ale nawet wyznaczających oś podziału polskiej sceny politycznej, tj. przyczyn katastrofy smoleńskiej, domniemanej współpracy Lecha Wałęsy ze służbami bezpieczeństwa PRL, a także wątpliwości, co do stanu zdrowia psychicznego prezesa rządzącej partii" - powiedziała sędzia. "Nie można nie zauważyć tego, że to właśnie powód i jego ugrupowanie polityczne niemal od samego początku prezentowało stanowisko, że katastrofa smoleńska była bolesnym skutkiem rywalizacji ówczesnego obozu rządzącego z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Kontestując raport komisji badania wypadków lotniczych, aż do usunięcia go z oficjalnych stron internetowych oraz powołując kolejny zespół do zbadania przyczyn katastrofy, obecnie rządzący podtrzymywali w dyskursie publicznym hipotezę o rzekomym zamachu lub spisku" - mówiła sędzia. Dodała, iż nie można zapominać o 96 miesięcznicach smoleńskich, które "z uroczystości żałobnych przeradzały się w manifestacje polityczne". "Kluczową rolę odgrywał w nich sam powód Jarosław Kaczyński w płomiennych przemówieniach obiecując zwycięstwo i dojście do prawdy (...) Powszechnie znane pozostają wypowiedzi powoda Jarosława Kaczyńskiego o 'zdradzonych o świcie' oraz 'lepszej i gorszej części narodu'" - podkreśliła. Omawiając przyczynę oddalenia pozostałych żądań zawartych w pozwie lidera PiS sąd ocenił, że wpisywały się one w zakres debaty politycznej, a ta "w świetle orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka jest tą przestrzenią, w której wolność słowa może być realizowana najszerzej, a ingerencja państwa, w tym także niezawisłego sądu, może mieć miejsce jedynie w wyjątkowych przypadkach". "Przypisanie choroby psychicznej przeciwnikowi politycznemu stanowi dość prostą próbę jego zdyskredytowania. Jednakże kontekst słów pozwanego, który zachowanie powoda Jarosława Kaczyńskiego odbiera jako szkodzące Polsce, usprawiedliwia użycie tego rodzaju ostrych słów" - mówiła sędzia. Dodała, że według orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka "polityk musi wykazywać wyższy stopień tolerancji na krytykę". Jednocześnie, według sądu, żądanie zapłaty przez Wałęsę 30 tys. zł, ma "charakter zbyt daleko idącej represji". Wyrok nie jest prawomocny W końcowej części uzasadnienia wyroku sędzia Klawonn podkreśliła, że "wolność, w tym także wolność słowa jest dana, ale jest także zadana". "Za kształt debaty politycznej odpowiadają przede wszystkim politycy i media. Dlatego też sąd Rzeczpospolitej Polskiej z tego miejsca, z Gdańska, miasta wolności, zwraca się do wszystkich uczestników debaty politycznej o to, aby z wolności słowa korzystać odpowiedzialnie" - zaapelowała sędzia. "Wyrok jest nieprawomocny, poczekamy na uzasadnienie pisemne" - powiedział mediom jeden z pełnomocników b. prezydenta RP, Paweł Janc. Pytany przez dziennikarzy, czy będzie składana apelacja od wyroku, adwokat odpowiedział: "prawdopodobnie tak; na początku należy oczywiście przeanalizować pisemne uzasadnienie wyroku". Pełnomocnik prezesa PiS Bogusław Kosmus nie chciał rozmawiać z dziennikarzami i komentować wyroku sądu.