Siedmiu sędziów SN uwzględniło kasację obrony od prawomocnego wyroku Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, który uznał w październiku 2006 r., po tajnym procesie uznał, że Sz. działał na rzecz obcego wywiadu, udzielając mu wiadomości, których przekazanie mogło wyrządzić szkodę RP. Wyrok ten utrzymał w lutym tego roku SN działając jako sąd apelacyjny. Po środowym wyroku obrońca Zbigniewa Sz., mec. Krystyna Maliszewska powiedziała, że SN uwzględnił jej kasację i uznał, że nie może być mowy "o utrzymaniu zarzutów o podstawowej formie szpiegostwa, gdyż nie ma tu elementów koniecznych dla stosowania tego przepisu, takich jak działanie na szkodę Polski w ramach obcego wywiadu". Odpowiedni artykuł Kodeksu karnego, z którego odpowiadał Sz. mówi, że "kto, biorąc udział w obcym wywiadzie albo działając na jego rzecz, udziela temu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3". Sz. był oskarżony z tego właśnie artykułu o przestępstwo, które miało być dokonywane w Warszawie w latach 1992-1996. Wcześniej SN już dwa razy uchylał wyroki WSO wobec Sz. zwracając sprawę do pierwszej instancji. Raz uchylono wyrok 5 lat więzienia, a raz - wyrok uniewinniający go. W 2005 r. WSO uznał, że nie można przyjąć, iż informacje, których Sz. mógł udzielać obcemu wywiadowi, mogłyby wyrządzać szkodę interesom RP - a tylko wtedy można skazać za szpiegostwo. Według mec. Maliszewskiej, Sz. nie popełnił przestępstwa; co najwyżej "naruszył pragmatykę służbową". Środowy wyrok jest ostateczny, uzasadnienie było tajne. Prokuratur wojskowa była za utrzymaniem wyroku. Od miesiąca 63- letni Sz. odbywa wyrok w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Całą sprawę ujawnił w 1999 r. nieistniejący już dziennik "Życie". Według gazety, Sz. - nadzorujący w attache wojskowych za granicą - został zdemaskowany w 1996 r. przez Urząd Ochrony Państwa. Sz. miał współpracować za pieniądze z wywiadem USA. Wcześniej przez wiele lat pracował on w Sofii i Belgradzie. Przez pewien czas był też wiceszefem wydziału amerykańskiego w pionie operacyjnym wywiadu wojskowego PRL. Według "Życia", do zdemaskowania doszło przypadkiem. W 1995 r. amerykańskiemu dyplomacie skradziono samochód. Policja odnalazła go i zawiadomiła UOP, bo w aucie był notatnik z zapiskami Amerykanina ze spotkań z oficerem wojska. Obserwacja amerykańskiego dyplomaty doprowadziła UOP do płk. Sz. Według "Życia", w 1996 r. ówczesne polskie władze, w tym prezydent Aleksander Kwaśniewski, podjęły decyzję, że Sz. nie stanie przed sądem i zgodziły się na jego wyjazd do USA. - Za moją wiedzą żaden szpieg jeszcze nie uciekł - tak komentował sprawę ówczesny prezydent. Mówił, że "tamta decyzja była całkowicie w gestii wywiadu".